Do osób chcących zaprosić mnie do znajomych: zanim wyślesz mi zaproszenie, proszę pozostaw po sobie jakiś ślad! :) Jeśli nie masz zamiaru udzielać się w moim pamiętniku, możesz dodać go do ulubionych :) Zaproszenia od osób nieaktywnych po prostu odrzucam!
Dobry wieczór!
Na dzisiejszy dzień spuszczę po prostu zasłonę milczenia. Miałam kompuls i poszło, ze 3000 kcal jak w mordę strzelił, o ile nie więcej. Ja nie wiem, co się dzieje, czy to ten cholerny okres czy ki ch... Męczyłam się strasznie przez cały dzień i ok 14:00 się zaczęło. Teraz mam wypełniony żołądek i źle się z tym czuję. Zjdałam duży obiad + nadprogramówka i miałam nie jeść kolacji, ale w końcu zjadłam i to też niemałą. Szlag. Zła jestem na siebie z jednej strony, a z drugiej kompletnie nie wiem, jak temu zaradzić, szczególnie że zdarza mi się ostatnio coraz częściej. I to nie jest wcale tak, że ja nie mam ochoty się dalej odchudzać czy coś - po prostu mam takie napady wilczego głodu, że to po prostu nie do opisania. Mimo wszystko staram się teraz nie zabijać wewnętrznie, bo tylko będzie gorzej. Biorę pod uwagę takie dni, ale nie co tydzień, do ciężkiej cholery.
Nie będę Wam pisała, co dokładnie pochłonęłam, bo nie ma takiej potrzeby. W każdym razie siedzę teraz jak baleron, wywaliło mi brzuch i taka to przyjemność z najedzenia się. Właściwie najgorsze jest to, że wypchałam żołądek do maksimum, a najchętniej jeszcze bym coś zjadła. Jezu, zupełnie jak za statych czasów. Wiecie, o co chodzi? Bo ja nie. W ogóle jarałam przez cały dzień jak smok, miałam nadzieję zabić ten głód (wcześniej zawsze pomagało), a tu dupa. Jak się zaczęło, tak już zostało. Siedzę teraz z takim wypchanym żołądkiem i w zasadzie to jest to, co sprawia mi największy dyskomfort. Już huk tam z tymi kaloriami, ale to uczucie wypchania jest straszne...
Najgorsze jest to, że nie mam kompletnie siły i najchętniej przespałabym cały dzień. Fakt, dzisiaj pół dnia padało, ale teraz świeci słoneczko i w ogóle, a ja dalej nic. Marzę tylko o tym, żeby było już jutro i żeby zacząć nowy dzień z tabula rasa, nie myśląc o tym, co opanowało mnie dzisiaj.
Fotomenu (oficjalne):
Śniadanie: owsianka z mango, chia i morwą białą:
II śniadanie: tost z 1 kromki chleba z mozarellą, wędliną sojową i suszonymi pomidorami, czereśnie i szklanka napoju kokosowego:
Obiad: wegetariańska zupa ogórkowa (przepis niedługo na blogu), kromka chleba białkowego, kasza jaglana z jajkiem i warzywami (porcja była niestety 2x większa). Mam nadzieję, że po tym połączeniu ogórków z mlekiem dostanę przynajmniej porządnej sr... Że mnie przeczyści trochę :)
Poza tym wrzuciłam w siebie ze 3 kostki ciemnej czekolady, dwa datyle, pomidorka koktajlowego, plasterek kiełbasy sojowej, dwa 0,3-mm plastry żóltego sera, paczuszkę rodzynek z suszoną morelą (14 g) i na pewno coś jeszcze, o czym nie pamiętam :/ Jak baba w ciąży normalnie.
Kolacja: serek wiejski, nat. activia, przecierek dla dzieci, żurawina, liofilizowane truskawki, rodzynki
Szlag. Kolacja za duża, dużo cukrów, a poza tym kompletnie nie byłam głodna (chyba), zjadłam, żeby nie oszaleć.
Wczorajsza aktywność fizyczna: zrobiłam 1 odcinek dodmowego aerobiku z TV Morąg i 30-minutowe cardio. Wyzwanie abs muszę zacząć od początku, bo nie daję rady (za długa przerwa była, ale to naprawdę nie moja wina), ale rowerkuję dalej. Mam zakwasy od tych rowerków, trochę zmniejsza się cellulitis, tak że jest moc ;)
Dzisiejsza aktywność: zero. Bo czytałam horror o nawiedzonym domu wariatów. Ale mam zamiar coś poćwiczyć. Może znowu cardio, a później trochę siłowych? Zobaczymy, na ile dam radę. Na razie jestem zmęczona i dziś zamierzam iść wcześniej spać.
Aha, jeszcze dwa słowa nt. tzw. superfoods, czyli cudownego działania nasion chia i morwy białej: i jedno i drugie gówno prawda. Ani nie mam mniejszej ochoty na słodkie (morwa) ani nie mam ogromnych pokładów energii z rana (chia) ani nie zaobserwowałam u siebie żadnych innych zmian na lepsze. Chia stosuję codziennie od dwóch tygodni, morwę od ok. tygodnia. Chia więcej nie kupię, bo 13,-€/400 g tych szlamowatych ziaren, które równie dobrze można zastąpić mniej ohydnym siemieniem to nie na moją kieszeń. Jakby jeszcze działało, to okay, ale tak... Morwę będę kupować, bo po prostu jest smaczna, ale w żadne tam jej działanie hamujące popyt na słodkie albo obniżające poziom cukru we krwi nie uwierzę, tym bardziej że wszędzie jest mowa o liściach, a o owocach nic. Jagody goji też na mnie rewelacyjnie nie wpływają - są smaczne, okay, ale 6,-€/100 g (60,-€/kg!) to też lekka przesada. Wolę sobie kupić pół kg o ponad połowę tańszej morwy, tym bardziej, że chodzi tylko o smak. Od czasu jak zaczęłam stosować chia mam kompulsy - a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Zmęczę to opakowanie, bo szkoda mi wyrzucić kasę w błoto, ale więcej jak 5 g dziennie nie będę stosować, tym bardziej, że jak dla mnie mają mało ciekawą konsystencję.
Nie wierzcie dziewczyny we wszystko, co jest w modzie i co wypisują w gazetach. Ja kupiłam te produkty z ciekawości, bo zwyczajnie nie wiedziałam, jak smakują, a w necie widziałam mnóstwo przepisów zarówno z chia, jak i z goji. A morwy używa sporo dziewczyn na Vitalii. Oczywiście na Was te produkty mogą w jakiś tam sposób działać, może nawet widzicie jakieś efekty, ale jak dla mnie to tylko autosugestia i efekt placebo - równie dobrze można jeść siemię i truskawki... To tak a propos tzw. superfoods.
Na dziś to chyba tyle... Posprzątam teraz po kolacji, a później wezmę się za prasowanie. Jestem tak do dupy, w sensie - nie mam siły - że aż mi samej siebie szkoda. Nie ma co, dzisiaj idę wcześniej spać.
Trzymajcie się cieplutko i do (mam nadzieję) lepszego jutra! :*
Ula
nataliaccc
25 maja 2014, 10:30kochana a to nie jest tak z tymi kompulsami częściej jak siedzisz w domu??? może w takich momentach wychodź gdzieś. Weź książki i idz na powierze, bo w domu zawsze człowiek ciekawy jaką zawartość ma lodówka:p stało się, trudno:-) dzisiaj jest nowy dzień- będzie lepiej, buziaki
Vacaburra
24 maja 2014, 19:53Trzymaj się! Może dobrze by Ci zrobiło troszkę luzu i nie myslenie o tym co jesz... wracaj do formy! trzymam kciuki i wierze w Ciebie! Buziaki!
PatiPatrycja
24 maja 2014, 17:51niestey mam tak samo..to jest okropne..najgorsza jest ta bezradność..
JAMAJKA0811
24 maja 2014, 17:48Co za apetyczne dania :) aż się głodna zrobiłam. Trzymam kciuki za to, aby jutro było lepiej.
kiki83
24 maja 2014, 17:41Odnosnie superfoods wszelkich to ja sie kieruje glownie zawartoscia witamin i mineralow na 100g, mysle ze to najsensowniejszy wyznacznik... A w ogole, to przez Ciebie chce mi sie czeresni! :P Usciski!
Grubaska.Aneta
24 maja 2014, 16:50Czasem bywają takie gorsze dni. I mówi się trudno.
karola1993
24 maja 2014, 14:14Uwielbiam Twoje menu :D są takie kolorowe,świeże , w sam raz na lato ;) z pewnością będę się inspirowała przepisami ;)
czekoladka9186
23 maja 2014, 22:26Matko, jak ja dobrze znam to o czym piszesz... Tyle, że u mnie to trwało po kilka dni... I zawsze "po" obiecywałam sobie, że nigdy więcej, że jak następnym razem będę miała zamiar się tak nażreć to się dziesięć razy zastanowię. No i w tej obietnicy wytrzymywałam do następnego razu i kolejnego kg na plus. Chwilowo jest spokój, ale nie chcę zapeszać. Trzymaj się kochana! Dasz radę!
UlaSB
24 maja 2014, 10:02U mnie na szczęście to trwa zawsze bardzo krótko, najwyżej jeden dzień, ale wczoraj czułam się tak fatalnie, że na pewno nie dpuszczę do powtórki... :) Buziaki!
natalie.ewelina
23 maja 2014, 22:15ja po pierwszym kompulsie przyrzekalam sobie ze juz nigdy wiecej...tgo uczucie przejezenia bylo okromne bol brzucha ale coz z czasem pojawialo sie to coraz czesciej...nie daj sie temu walcz...usciski
UlaSB
24 maja 2014, 10:01Absolutnie nie pozwolę, żeby to się powtórzyło :) Ale o dziwo miałam wczoraj taką energię do ćwiczeń po tym obżarstwie, że sama siebie nie poznawałam ;) Buziaki!
czarna8765
23 maja 2014, 20:26...żeby mi się chciało wymyślać takie cuda do jedzenia ahhhh
UlaSB
23 maja 2014, 22:06:)) To wcale nie takie trudne jak się wydaje :))
anastasiiaa
23 maja 2014, 20:14Jak zrobiłaś owsiankę ?
UlaSB
23 maja 2014, 20:22Zblendowałam płatki z mango, chia, otrębami i mlekiem.