Koniec urlopu.
Pierwszy tydzień był wyjazdowy. Wyjechaliśmy w nocy z czwartku na piątek i jechaliśmy aż do 16 w piątek. Z trzema przesiadkami. Upał był nieziemski. To był chyba najgorętszy dzień w tym roku. A kiedy się rozpakowaliśmy, wykąpaliśmy i wyszliśmy to zaczęło padać! Ale wieczorkiem się rozpogodziło to sobie pozwiedzaliśmy co nieco. W sobotę było cieplutko to się wykąpaliśmy w jeziorku, pospacerowaliśmy też sporo. Także dzień był aktywny. Dużo chodzenia, tak jak lubię w niedzielę już padało, więc wylądowaliśmy w kinie. Ja się trochę pochorowałam, ale dzień był miły. Od poniedziałku byliśmy już nad morzem. Całe 5 dni z czego pierwszy dzień trochę przespaliśmy, a pogoda była ładna. Następne dwa dni lało potwornie, aż nam parasole poniszczyło, więc w sumie znów wylądowaliśmy w kinie i poszaleliśmy w aquaparku. Czwartego dnia, żeby nie było, zanurzyłam stopy w Bałtyku. Piątego dnia przed wyjazdem się rozpogodziło i wlazłam do wody. Mój K. się nie odważył Było ciężko, ale to tak głupio się nie wykąpać w morzu na wczasach, prawda?? Nie było może upału, ale ciepło było. No a Bałtyk zimny jak Bałtyk, ale nie szkodzi! I wracając do domu zahaczyliśmy o stolicę. Wstyd może się przyznać, ale pierwszy raz byłam w Warszawie. Byłam negatywnie nastawiona, ale było fajnie. Oczywiście było też gorąco. Jakżeby inaczej, nad wodą ciepło co najwyżej, ale do zwiedzania upał! Tylko Rynek mi się nie podobał, ale może dziwna jestem i się nie znam ogólnie wyjazd udany, choć pogoda mogła być trochę lepsza. I choć mamy daleko nad morze to planujemy na jakiś weekend pojechać, tak bez noclegu, noc w pociągu, dzień nad morzem i znowu noc w pociągu. Takie tam szaleństwo
Drugi tydzień urlopu spędziliśmy w domku. Pomalowaliśmy trochę ścian w naszym mieszkanku. I powiem Wam, że fizycznie to ja może i wypoczęłam, ale psychicznie nie. W piątek (3 dni przed końcem urlopu!) wpadłam w histerię, że muszę wracać do biura. To jest jakiś koszmar. Ja się chyba do pracy nie nadaję. Ciągle szukam czegoś innego, ale nie ma. A jak mam dojeżdżać i ma mnie w domu nie być 12 godzin, mnóstwo pieniędzy wydać na dojazdy to też mi się nie uśmiecha, a i pracodawcy niechętnie jak widzę patrzą na osoby bez samochodu ... Ale z tego biura to ja do psychiatryka chyba trafię. Ale nie smęcę już Wam.
Dietowo czuję się DUŻA. Za duża. Znowu przytyłam. Nie potrafię się wziąć za siebie. Tak na poważnie. Weźcie skopcie mi tyłek!!!
Pierwszy tydzień był wyjazdowy. Wyjechaliśmy w nocy z czwartku na piątek i jechaliśmy aż do 16 w piątek. Z trzema przesiadkami. Upał był nieziemski. To był chyba najgorętszy dzień w tym roku. A kiedy się rozpakowaliśmy, wykąpaliśmy i wyszliśmy to zaczęło padać! Ale wieczorkiem się rozpogodziło to sobie pozwiedzaliśmy co nieco. W sobotę było cieplutko to się wykąpaliśmy w jeziorku, pospacerowaliśmy też sporo. Także dzień był aktywny. Dużo chodzenia, tak jak lubię w niedzielę już padało, więc wylądowaliśmy w kinie. Ja się trochę pochorowałam, ale dzień był miły. Od poniedziałku byliśmy już nad morzem. Całe 5 dni z czego pierwszy dzień trochę przespaliśmy, a pogoda była ładna. Następne dwa dni lało potwornie, aż nam parasole poniszczyło, więc w sumie znów wylądowaliśmy w kinie i poszaleliśmy w aquaparku. Czwartego dnia, żeby nie było, zanurzyłam stopy w Bałtyku. Piątego dnia przed wyjazdem się rozpogodziło i wlazłam do wody. Mój K. się nie odważył Było ciężko, ale to tak głupio się nie wykąpać w morzu na wczasach, prawda?? Nie było może upału, ale ciepło było. No a Bałtyk zimny jak Bałtyk, ale nie szkodzi! I wracając do domu zahaczyliśmy o stolicę. Wstyd może się przyznać, ale pierwszy raz byłam w Warszawie. Byłam negatywnie nastawiona, ale było fajnie. Oczywiście było też gorąco. Jakżeby inaczej, nad wodą ciepło co najwyżej, ale do zwiedzania upał! Tylko Rynek mi się nie podobał, ale może dziwna jestem i się nie znam ogólnie wyjazd udany, choć pogoda mogła być trochę lepsza. I choć mamy daleko nad morze to planujemy na jakiś weekend pojechać, tak bez noclegu, noc w pociągu, dzień nad morzem i znowu noc w pociągu. Takie tam szaleństwo
Drugi tydzień urlopu spędziliśmy w domku. Pomalowaliśmy trochę ścian w naszym mieszkanku. I powiem Wam, że fizycznie to ja może i wypoczęłam, ale psychicznie nie. W piątek (3 dni przed końcem urlopu!) wpadłam w histerię, że muszę wracać do biura. To jest jakiś koszmar. Ja się chyba do pracy nie nadaję. Ciągle szukam czegoś innego, ale nie ma. A jak mam dojeżdżać i ma mnie w domu nie być 12 godzin, mnóstwo pieniędzy wydać na dojazdy to też mi się nie uśmiecha, a i pracodawcy niechętnie jak widzę patrzą na osoby bez samochodu ... Ale z tego biura to ja do psychiatryka chyba trafię. Ale nie smęcę już Wam.
Dietowo czuję się DUŻA. Za duża. Znowu przytyłam. Nie potrafię się wziąć za siebie. Tak na poważnie. Weźcie skopcie mi tyłek!!!
kamonii
8 lipca 2013, 23:18dziekuję bardzo :)
kikizafryki
8 lipca 2013, 17:56Na urlopie korzysta się z życia a nie liczy kalorie :P A co do książek to chyba mam ochotę na coś lekkiego i kobiecego :)
kamonii
7 lipca 2013, 21:06oj tam oj tam, urlop jest od tego, żeby wypoczywać a nie liczyć kcal ;)