Wiecie co? Wkurzyłam się na mojego K. Czasami zachowuje się (albo zawsze, a ja czasami widzę) jak dzieciak, kompletny gówniarz. Albo ja w związku żyć nie umiem,
w ogóle jakaś taka aspołeczna się czuję.
Ale czekoladki nie zjem na poprawę humoru. Oj nie! Powstrzymam się!!!
Ogólnie jest w porządku, po tylu latach poważnego związku dotarliśmy się, ale czasami mamy inne podejście do wielu spraw. Chyba kwestia wychowania. Na razie mieszkamy
z rodzicami. Moimi. Ale kupujemy mieszkanko. Mały kącik dla nas, dwa pokoiki. Kiedyś marzyliśmy o czymś większym, ale z tym mieszkaniem nam się udało, od znajomych, więc bez kredytu, na raty po prostu. A realia są jakie są. Zawsze to własny kąt. Ileż można
u rodziców stacjonować. No, więc kupujemy mieszkanko. Ale trzeba je wyremontować. A remonty drogie są. Więc ja po pracy zasuwam na korepetycjach, by na inne rzeczy dorobić właśnie korkami. Bo wypłata jest na remont bądź oszczędności. A mój drogi K.? Ok, zarabia więcej ode mnie, super. Ale to nie znaczy, że dodatkowo nic nie może zrobić, bo biedny taaaaaaaaki zmęczony i za grosze pracować gdzieś nie będzie. Ok, fajną pracę ma. Dobra, ale każdy grosz się nam przyda. A jak co niektórzy lubią drogie zabawki to tym bardziej! Zresztą kiedy jak nie teraz? Jak dzieci będą? No właśnie teraz moim zdaniem należy ruszyć tyłek. Niemal zmusiłam go do dorywczej pracy. Poszedł 2 razy. I już się wykręca.
Ale to nie koniec. On ma stary dług do spłacenia!!! To tym bardziej powinien się wziąć za coś dodatkowego, by szybko to spłacić. Teraz przy wspólnym budżecie ja mam również ponosić konsekwencje jego i jego rodziców błędów?! No sorry ...
Ale ja to chyba naiwna jestem.
Albo nienormalna.
Mam spaczone podejście do życia.
Ale wkurza mnie to, że jego rodzice nigdy się nie wysilali z niczym i w końcu "uciekli",
a mojego K. zostawili z młodszą rozkapryszoną siostrą na utrzymaniu. A jak jemu się noga powinęła to nie było znikąd pomocy. Byłam tylko ja wtedy. Ale ileż można. Dorosły facet, a zachowuje się jak gówniarz czasami. To nie moja wina, że miał kiedyś tam kredyty rodziców do spłacenia. Ani, że ostał mu się jeden jakiś stary. Skoro teraz z naszych oszczędności go chce spłacić to niech zasuwa do dodatkowej pracy. Albo ja źle rozumuję?
Weźcie mi wytłumaczcie czy ja jestem normalna?
w ogóle jakaś taka aspołeczna się czuję.
Ale czekoladki nie zjem na poprawę humoru. Oj nie! Powstrzymam się!!!
Ogólnie jest w porządku, po tylu latach poważnego związku dotarliśmy się, ale czasami mamy inne podejście do wielu spraw. Chyba kwestia wychowania. Na razie mieszkamy
z rodzicami. Moimi. Ale kupujemy mieszkanko. Mały kącik dla nas, dwa pokoiki. Kiedyś marzyliśmy o czymś większym, ale z tym mieszkaniem nam się udało, od znajomych, więc bez kredytu, na raty po prostu. A realia są jakie są. Zawsze to własny kąt. Ileż można
u rodziców stacjonować. No, więc kupujemy mieszkanko. Ale trzeba je wyremontować. A remonty drogie są. Więc ja po pracy zasuwam na korepetycjach, by na inne rzeczy dorobić właśnie korkami. Bo wypłata jest na remont bądź oszczędności. A mój drogi K.? Ok, zarabia więcej ode mnie, super. Ale to nie znaczy, że dodatkowo nic nie może zrobić, bo biedny taaaaaaaaki zmęczony i za grosze pracować gdzieś nie będzie. Ok, fajną pracę ma. Dobra, ale każdy grosz się nam przyda. A jak co niektórzy lubią drogie zabawki to tym bardziej! Zresztą kiedy jak nie teraz? Jak dzieci będą? No właśnie teraz moim zdaniem należy ruszyć tyłek. Niemal zmusiłam go do dorywczej pracy. Poszedł 2 razy. I już się wykręca.
Ale to nie koniec. On ma stary dług do spłacenia!!! To tym bardziej powinien się wziąć za coś dodatkowego, by szybko to spłacić. Teraz przy wspólnym budżecie ja mam również ponosić konsekwencje jego i jego rodziców błędów?! No sorry ...
Ale ja to chyba naiwna jestem.
Albo nienormalna.
Mam spaczone podejście do życia.
Ale wkurza mnie to, że jego rodzice nigdy się nie wysilali z niczym i w końcu "uciekli",
a mojego K. zostawili z młodszą rozkapryszoną siostrą na utrzymaniu. A jak jemu się noga powinęła to nie było znikąd pomocy. Byłam tylko ja wtedy. Ale ileż można. Dorosły facet, a zachowuje się jak gówniarz czasami. To nie moja wina, że miał kiedyś tam kredyty rodziców do spłacenia. Ani, że ostał mu się jeden jakiś stary. Skoro teraz z naszych oszczędności go chce spłacić to niech zasuwa do dodatkowej pracy. Albo ja źle rozumuję?
Weźcie mi wytłumaczcie czy ja jestem normalna?
kamonii
9 stycznia 2013, 21:51Miałam bardzo podobną sytuację...mój ex zarabiał dużo więcej niż ja i cała kasę rozpierdzialał ;/ strasznie mnie to zawsze wkurzało bo nie mając prawie żadnych opłat (rodzicom do niczego się nie dokładał, musiał opłacić tylko samochód i rachunek za telefon) żył z miesiąca na miesiąc...dosłownie żadnych oszczędności...spróbuj z nim porozmawiać, może dojdzie do niego to, że masz obawy i naprawdę Cię to martwi
Ragienka
9 stycznia 2013, 20:33Bądź konsekwentna, to parter w końcu zrozumie. Rozmawiajcie ze sobą. A czekoladek nie jedz, bo w złości nie są wcale takie smaczne ;)
anowia24
9 stycznia 2013, 18:32Każdy facet to dzieciak, z nimi trzeba dużo rozmawiać, rozmawiać i rozmawiać. Na spokojnie mu powiedz co o tym myślisz, tak żeby go nie urazić:) Ja też pomagałam spłacać mężowi długi, brałam dla niego kredyt i tak się przyzwyczaił że jakby co to pomogę ... to też nie jest dobre... teraz ju z jest na zero w dużej zasłudze dzięki mnie... i nie docenia tego najlepiej kolejny kredyt by wziął... ach Ci faceci...
kasiulkax
9 stycznia 2013, 17:26Każdy jest normalny, tylko chyba każdy na swój sposób:) Mnie się wydaje, że każdy facet to dzieciak, oni już chyba tacy są. Fajnie gdyby chciał cosik dorobić, ale to chyba nie jest najważniejsze, prawda? Ważne abyście w tym pościgu za pieniądzem nie stracili miłości, która Was łączy. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Ja ze swoim facetem co prawda jesteśmy już na swoim, ale jeszcze remont przed nami, a mieszkanie mamy już 2 lata. Właściwie to mieszkanie spłacamy jeszcze, więc może jest własnością banku póki co? Wiem, nie ma się czym chwalić. Czasem też mnie trafia, że jest jak jest i nijak dorobić się nie można, a auto też wypadałoby już zmienić.. i ślub wziąć.. tylko skąd na to wszystko brać?? Na rodziców nie mam co liczyć, sama im pomagam jak mogę. Tak więc możemy liczyć tylko na siebie, a Polska to taki kraj, że zgodnie z prawem człowiek nie dorobi się niczego.
Glamoooooour
9 stycznia 2013, 17:15Wydaje mi się że ten Twój K. to się przyzwyczaił do tego że jesteś i pomożesz - więc się wykręca bo przecież łatwiej jest urobić Ciebie niż samego siebie i zapieprzać w pracy .Zastanów się kochana czy taka niepewność związana z jego zmianą - o ambitności mówię jest tego czego chcesz . Pozdrawiam