Dzisiaj mija miesiąc od kiedy postanowiłam wziąć się za siebie. Celem było zgubienie 4 kg, niestety nie wyszło nawet w najmniejszym stopniu, bo waga na dziś to 61,5 kg. Mimo to, cieszę się. Mam silniejszą wolę, potrafię z dnia na dzień wrócić do diety, ćwiczenia sprawiają mi wielką przyjemność...jest lepiej. Nawet jeśli nie widać zmian w moim ciele, to czuję się lepiej psychicznie, wiedząc, że nie zalegam bezczynnie na kanapie, tylko robię coś dla siebie. Nie zaprzestaję starań, przede mną lipiec i dalszy ciąg moich nieudolnych zmagań :) Największe postanowienie na lipiec? Jeden Cheat Day w tygodniu, a nie cały weeekend!!! To mój największy problem.
Wczoraj spotkało mnie "cudowne" Cardio. Wybiegłam 2 km do przodu i rozpętała się burza w towarzystwie ogromnego deszczu, więc gaz do dechy i z powrotem do domu... Miałam deszcz w nosie, deszcz na ubraniu, we włosach i w oczach, przez co po drodze wypływały mi soczewki :| W między czasie rozcięłam sobie nogę o wystającą gałąź, ugrzałam się jak nie wiem co i nie mogłam oddychać, bo biegłam sprintem żeby jak najszybciej być w domu...
Oprócz tego zrobiłam wczoraj tysiące metrów, łażąc po marketach budowlanych przez pare dobrych godzin...
WCZORAJ
ZJADŁAM:
Śniadanie: jajeczniaca + kromka razowa z masłem i pomidorem
II śniadanie: ciastko zbożowe i pół jagodzianki
Obiad: zupa meksykańska z grzankami razowymi i masełkiem własnej roboty (roboty mamy:))
Kolacja: 2 kromki razowe z masełkiem i pomidorem
ĆWICZYŁAM:
- 4km biegu
- Callanetics
- Ćwiczenia na ręce
- i takie tam moje dywanówki :)
Od początku lipca zrobiłam już 40km!:)