Moje noworoczne postanowienia i zmiana życia na lepsze, wychodzą mi chyba coraz gorzej... Nowy rok zaczął się ciągiem tak cholernie przykrych wydarzeń, że aż ciężko mi uwierzyć we własnego pecha (chociaż już powinnam się do niego przyzwyczaić i codziennie podawać mu dłoń).
Pomijając wszystkie inne wydarzenia, które skłaniają mnie do płaczu, rezygnacji i załamania rąk, dobija mnie moja odporność... W lutym chorowałam prawie 2 tygodnie na grypę, wyszłam z tego w sumie dopiero niedawno. No i jak już wyszłam, to lada moment (czyli dziś) złapałam kolejne choróbsko, czyli grypę żołądkową, co jest dla mnie 1000 razy gorsze od tej normalnej...
Choroba chcąc nie chcąc sama pcha mnie w ramiona diety, co jest jedynym plusem tej sytuacji. Kilka lat temu moja niepozorna grypa żołądkowa skończyła się prawie miesięcznym pobytem w szpitalu...
Tak więc przez najbliższe 2 tygodnie: kaszki, kleiki, bananki, warzywka na parze, woda, rumianek, jogurciki, bułeczki z masełkiem... wybornie.