Cześć!
Miał być rachunek sumienia, ale nie będzie. Ostatnio postanowiłam, że zamiast narzucać sobie jeszcze większy reżim- to właśnie delikatnie odpuszczę. Oczywiście nie mam na myśli, że zacznę się rzucać na kebaby i eklerki jakby jutra miało nie być, nie nie po prostu mój organizm nauczył się pewnego schematu i odżywianie zgodnie z nim jest już dla mnie naturalne. Fajne uczucie.
Dziennie jem cztery posiłki, lubię kiedy są lekkie i urozmaicone. W mojej kuchni nie może braknąć filetów z kurczaka, wołowiny, jajek, tuńczyka w puszce, pomidorów, ogórków kiszonych, jabłek i orzechów.
Co ciekawe, moje "wyluzowanie" dało pewien efekt. Wizualnie mam wrażenie, że moja sylwetka wygląda lepiej. Na wadze zobaczyłam dziś kilo mniej niż waga wskazywała w ostatnim czasie- nie wiem jeszcze czy to trwała zmiana, ale jak na czas świątecznego jedzenia + pierwszy dzień cyklu, to wynik zdaje się być szokujący
Ale wbrew pozorom tytułowe świętowanie nie dotyczy wielkanocnego obżarstwa. Otóż kilka dni temu skończyłam 28 lat i poniekąd z tej okazji wygrzebałam kieckę, którą nosiłam jako osiemnastolatka. Cóż, rok czy dwa temu nawet nie przyszłoby mi do głowy, żeby ją założyć... Ani cztery lata temu, ani pięć...
...Może to błahostka, ale dla mnie to duże święto!
zolzazla
25 kwietnia 2017, 19:17super wygladasz
Kora1986
18 kwietnia 2017, 10:43taka sukienka to świetna motywacja :-)
toweliee
25 kwietnia 2017, 16:46Dokładnie! W moim przypadku ciuchy "mówią" więcej niż waga czy centymetry ;)