Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jedną bitwę przegrałam, ale już się podniosłam i
mobilizuję się do dalszej walki.
26 maja 2008
Wracam do walki z tym wstrętnym tłuszczem. Z lenistwa i głupoty przytyłam, ale sama jestem sobie winna. Zdałam sobie sprawę, że wcale nie jestem taka silna. Małe potknięcie może przerodzić się w duży upadek jeśli przestaniesz się kontrolować. Dotarło do mnie, że kiedy uda mi się schudnąć to niestety, żeby utrzymać swoje osiągnięcia nie będzie taryfy ulgowej. Nauczona doświadczeniem nie będę udawać, że może jutro albo później uda mi się zgubić trochę tu i tam. Z takim nastawieniem dojechałam do 120 kg, chociaż kiedyś obiecałam sobie, że nie przekroczę setki jak moja kuzynka (ja kiedyś ważyłam dużo mniej od niej, a teraz tragedia). Może za szybko chciałabym osiągnąć efekt i chociaż staram się być cierpliwa, czasami przychodzi mi to z ogromnym trudem.
Aniaoru
31 maja 2009, 16:15Trzymam kciuki mocno, Pozdrawiam serdecznie.
aska1301
26 maja 2008, 18:33wiesz, chyba każda z nas tak ma. ja jak zrzuciłam kilka kg to myślałam, że złapałam pana Boga za nogi i mogłam sobie na wszystko pozwolic. i to był za każdym razem duży błąd, bo kilogramy dużo szybciej wracają niż się je gubi...
izabelka1976
26 maja 2008, 13:47najwazniejsze, ze ocknęłaś się w porę i tym razem nie dobiłaś do 120 kg! Grunt, ze zebralaś sily i masz wolę walki. To pierwszy krok do sukcesu. Teraz tylko wytrwałości życzę.... Buziaki!
murphy
26 maja 2008, 11:31Trzymaj się dzielnie i nie odpuszczaj! Nie tylko Tobie zdarza się pofolgować - ja też jeszcze muszę nad soba popracować:-) Ale ważne jest to że zdajemy sobie z tego sprawę bo wtedy łatwiej jest się kontrolować. Pozdrawiam.