Siemano. Dzisiejsze ważenie było dla mnie dużą zagadką. Nastawiałam się już psychicznie, że mogę zobaczyć przyrost na wadze, co mogło być spowodowane przez 4 czynniki: 1) mam 3 dzień okresu 2) zaczęłam brać kreatynę, a ona zatrzymuje wodę i można ważyć przez nią nawet 1,5 kg więcej 3) mam zaparcia 4) wczoraj zamiast się regenerować, zrobiłam całkiem niezły spacer.
Niezły spacer - mam na myśli 4-godzinny spacer. Pojechaliśmy sobie z mężem sobie nad morze i spacerowaliśmy najpierw długo lasem, a potem plażą. Skutek to ponad 15 tysięcy kroków, prawie 11 km przechodzonych i 680 kalorii spalonych... Tak... przesadziłam. A że po długich czy tam intensywnych treningach moje ciało lubi sobie związać wodę i spuchnąć, drżałam ze strachu, co ja zobaczę na tej wadzę.
Tymczasem okazało się, że ważę 74,3 kg (było ostatnio 74,5 kg) a więc chociaż mało schudłam to tendencja spadkowa nadal jest, co zawsze cieszy! W przyszłym tygodniu w sobotę będę już po okresie i pomiar będzie wiarygodniejszy.
Dzisiaj mąż sobie zaplanował setkę na rowerze - a niech korzysta z tej pięknej pogody. A ja, jako że dziś jest 40 dzień treningu na orbitreku, postanowiłam to uczcić godzinnym treningiem. I tak oto spaliłam moje pierwsze w tym roku 416 kalorii na orbitreku. Co mnie tak wzięło, nie wiem, chyba ta kreatyna działa. Jest moc, jeszcze jak załączyłam sobie ulubioną muzyczkę to aż mi się nie chciało z tego orbitreka schodzić (chyba pierwszy raz odkąd na nim ćwiczę bo zwykle odliczam tylko do końca tej męczarni...). Ale żeby nie przesadzać, no bo jednak mam ten okres i wczoraj było dużo ruchu, skończyłam po godzinie.
Z dietą muszę się poprawić, bo ostatnio prawie nie jem warzyw (pewnie stąd zaparcia). W tym tygodniu moja dieta była mocno białkowa bo jadłam na śniadanie parówki proteinowe, a na obiad kurczaka, wlatywał też codziennie deserek w postaci wysokoproteinowego jogurtu. Tak że planuję odwrócić tę tendencję i jeść więcej warzyw. W przyszłym tygodniu zero kurczaka i głównie kasza+warzywa na patelnię z twarogiem, może 2 razy jeszcze jakiś dorsz.
Zastanawiam się też nad ograniczeniem chleba. Ostatnio codziennie na kolację jadłam tosty i do śniadania 2 kromki. Tymczasem pewna pani gastrolog z youtuba nastraszyła mnie, że wszyscy jej pacjenci, którzy mają problemy z jelitami, jedzą marketowe pieczywo, a jeśli ty nadal jesz i nie masz żadnych problemów to w przyszłości i tak będziesz mieć, a ona już nie pomoże, bo niedługo idzie na emeryturę. Już nie raz o tym słyszałam, że chleb w marketach nie jest najlepszej jakości i że podnosi cukier bardziej niż snicekers, czytałam też książkę Pszenny brzuch bo dość się tematem interesowałam... Miałam też okresy, że nie jadłam chleba np. przez miesiąc, ale nigdy dłużej bo bałam się, że się nabawię jakiejś alergii i już nigdy nie będę mogła zjeść pizzy ani ciasta... Teraz sobie myślę, że może warto chociaż rzadziej jeść ten chleb i w zamian coś bardziej wartościowego - kasze, warzywa czy coś tam innego.
Dużo słucham na youtube o odchudzaniu bo mnie to motywuje. Zawsze też człowiek się trochę dokształci albo przypomni sobie coś, co już wiedział, a pomoże gubić kilogramy.
Obejrzałam wczoraj Dzień Dobry TVN z Sylwią Bombą i Jakubem Mauriczem, gdzie opowiadali o swojej książce o insulinooporności. Kusi mnie, żeby kupić, bo ta Sylwia wygląda świetnie, a ważyła przecież 90 kg. Zaciekawiło mnie, co powiedziała, że przy insulinooporności wcale nie są dobre treningi na wysokim tętnie, czego sama jest przykładem bo jak zapisała się na tabatę ważąc 83 kg to po 3 miesiącach, zamiast schudnąć, ważyła 86 kg... Straszne to, człowiek się wysila a tu taki zonk... Ciekawa jestem, czy z tej książki dowiedziałabym się czegoś nowego. Na razie się wstrzymam, ale może jak schudnę do 70 kg to kupię sobie w nagrodę. No i może stanieje do tego czasu, bo niedawno była premiera, więc pewnie kosztuje ta książka teraz najwięcej.
Strzał lata na początku marca skłonił mnie do refleksji, że nie jestem jeszcze gotowa na lato... Pod warstwą ciuchów czuję się bezpieczniej, bo z sylwetką skinny fat mogę udawać, że ważę mniej. Ale jak się zdejmie kurtkę to niestety ta miękka oponka na brzuchu i boczki usuwają wszelkie złudzenia. Nie czuję się komfortowo. Na szczęście ma się znowu ochłodzić. Rozwalają mnie niektóre artykuły na temat pogody. "Atak zimy" to dla niektórych za mało, by napisać, że wracają mrozy i 4 stopnie ciepła w dzień. Lepszy tytuł to "Nadciąga Bestia ze Wschodu"...XD
telimena36
9 marca 2025, 11:28U mnie prawie zawsze w czasie @ było 1,5-2kg więcej. A u ciebie jest spadek. Niezły spacer 11km. Widzę jest siła i chęć do ćwiczeń,brawo. Co do pieczywa ja osobiście jem tylko ciemne, czasami nawet sama piekę, w marketsch nie kupuję, poieważ mam złe doświadczenia, bardzo szybko pleśniał. A oponkę to chyba większość z nas lubi ukrywać, a okres jesienno zimowy jest na to najlepszym momentem, kurtki , płaszcze i nic niewidać.😁. Pozdrawiam.
Tetania
9 marca 2025, 22:05Pozdrawiam :)
aga.insulina
8 marca 2025, 22:35Ja borykając się z insulinoopornością chodziłam na trampoliny. 1,5h dobrego kardio. Powiem - kondycja była świetna i chudłam. Na treningi nie wrócę - bo trochę się zmieniło. Ale mam bieżnię w domu - u tu zaczynam próbować swoich sił. Narazie 30-50min głównie marszu 15-20% nachylenia tempo 4-5 i jest super
Tetania
9 marca 2025, 22:06Wow, brzmi jak niezły wycisk