Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
7 dzień orbitrek


Witajcie.

Dzisiaj dopadł mnie kryzys. Ale nie w tym sensie, że napad na jedzenie. Właśnie odwrotnie... Ale zacznę od początku.

Obudziłam się dziś w otchłani rozpaczy (jak to mówiła Ania z Zielonego Wzgórza). Miałam takiego doła, że nie chciało mi się nawet dziś wstawać! Najchętniej przeleżałabym cały dzień w łóżku. Zmusił mnie rozsądek, bo szkoda dnia, i to jeszcze wolnego. Przeleżałam w łóżku do 10 i jakoś w końcu wstałam, bo o 10 muszę wziąć leki.

To zdołowanie nie wynikało z żadnej sytuacji ani zmartwień, po prostu się w takim podłym nastroju dziś obudziłam. Myślałam, że mi przejdzie w ciągu dnia, ale nic z tego. Jeszcze cały dzień mnie boli brzuch, może jest jakiś związek.

Po spacerze zaczęłam płakać, a zaznaczam, że już dawno nie płakałam, nawet jak miałam okres! A tu wzięło mnie na ryczenie. Mąż mnie oczywiście pocieszał, ale ja swoje.

Jak mam potężnego doła, to tracę całkiem apetyt na wszystko. Gardło mam jak zasznurowane i nic nie przełknę. Nawet myśl o wodzie wzbudza we mnie wtedy niechęć. Tak więc od śniadania - mąż zrobił jajecznicę - nic nie jadłam. Pominęłam 2 śniadanie, które jem żeby nie mieć hipoglikemii. 

Próbowałam sobie poprawić humor sprzątaniem, a potem gotowaniem. Mówiłam sobie, że zrobię pyszną zupę na obiad. I ugotowałam pierwszy raz zupę Minestrone, tylko przepis zmodyfikowałam, dając trochę kiełbasy podwawelskiej. Zupa gęsta, smaczna, dałam dużo mrożonych warzyw i pokrojone ziemniaki. Mąż mówił, że dobra. Zjadłam małą miskę tej zupy i poczułam się bardzo syta, a taka miseczka miała może z 200 kcal...

Upiekłam nawet pizzowiec. Już od paru dni chodziło mi po głowie, żeby upiec ciasto drożdżowe, tylko na wytrawnie - bez szklanki cukru, owoców i słodkiej kruszonki. Zamiast tego na wierzch dałam składniki jak na pizzę - koncentrat pomidorowy, kiełbasę, cebulę, pieczarki, ser żółty. Trochę się przypalił, ale mąż powiedział, że pyszny. 

Do godziny 20 miałam nabite 700 kcal i serio, mogłabym na tym skończyć. Zmusiłam się, żeby zjeść jabłko, i kawałek mojego dzieła z kubkiem kakao (tego słodkiego oczywiście).

Także dzisiaj tylko 1500 kcal. To nawet nie jest moje PPM (sprawdziłam, ze wzoru 1584). I nie czuję w ogóle głodu.

Humor mi się trochę poprawia teraz (jak to piszę, jest przed 21), i pomyślałam że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jakbym tak miała jeszcze przez parę dni, to odnotowałabym niezły spadek. Może mój organizm też ma dość nadwagi i chce mi pomóc, wyłączając apetyt? 

To załamanie na pewno nie wynika z wczorajszego ważenia, bo wiem, że zawsze jak zaczynam ćwiczyć to waga potem stoi. A po miesiącach bezruchu zaczęłam robić dziennie blisko 10 tys. kroków i jeszcze chodzę pół godziny dziennie na orbitreku. Dzisiaj też chodziłam. No i jest jeszcze kwestia zaparć. Także nie załamało mnie to.

Czy to wynik ograniczenia cukru i samego przejścia na dietę? Możliwe. W końcu to jakiś stres.

Serio, już dawno tak nie miałam, żeby nie mieć apetytu i nie czuć się głodnym jedząc tak mało... Nawet jak jadłam te 2000 kcal dziennie w tym tygodniu to między posiłkami czułam głód, a dziś jedzenie mogłoby nie istnieć.

Wymyśliłam sobie w ogóle takie coś, żeby za każde zrzucone 5 kg jakoś się nagrodzić. Nie jedzeniem, ale żeby przeznaczyć jakąś konkretną kwotę na kupno ubrań czy innych rzeczy. Nawet wczoraj rozmawiałam o tym z mężem, powiedział, że chce się dołożyć połowę :) może dlatego podświadomie chcę zrzucić te 5 kg jak najszybciej? XD

Chciałabym zejść jak najszybciej z nadwagi, do "bezpiecznej" wagi 73 kg. To nadal dużo, ale już bez nadwagi.

Rozmawialiśmy na spacerze o cukrzycy. Że muszę schudnąć, żeby jej nie dostać. Bo to straszna choroba. Jak bym ją miała, to koniec z naszymi wielogodzinnymi spacerami po górach i jazdami na rowerze. A kochamy chodzić po górach. Rower ja kocham mniej, mąż bardzo przepada, a w zeszłym roku w ogóle zaliczyłam pierwsze 100 km w jeden dzień (dokładniej to było 111 km). Z cukrzycą taka aktywność byłaby zbyt ryzykowna. Wyobraziłam sobie nawet, jak idziemy na szlak a ja w lesie dostaję śpiączki cukrzycowej i TOPR nie może dolecieć...

Jestem obciążona cukrzycą genetycznie. Tak więc muszę schudnąć aż tyle by zgubić brzuch. U mnie oznacza to, że muszę zejść poniżej 64 kg... Niestety taka budowa ciała. Wszystko mi idzie w brzuch i biust i te obszary chudną najwolniej. Stracę udźce, tyłek, a brzuch jak był tak będzie. Niestety. Taki rozkład tłuszczu wylosowałam w genetycznej loterii. Gdyby nie ten brzuch i biust to wyglądałabym nieźle niezależnie od wagi. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.