Odwolali nam prezesa . Właściwie to nie wiem z czego się cieszę. No bo fakt, że prezio był cwaniakiem, lanserem i padalcem ale już nam się tu dobrze robiło. A tu masz. Pojechał rano do stolycy jako prezes a teraz wraca jako nikt...pakuje manele i rusza do siebie, na śląsk. a w firmie huczy. Czy ktoś na jego miejsce, czy jako p.o.? No bo wersja 3cia jest taka, że od stycznia nas łączą z innym zakładem, prawdopodobnie ze szczecinem. Tak ćwierkają zwiazkowe wróble, a one zawsze wszystko wiedzą najlepiej...No i co teraz z nami będzie?Gdzie do pracy? Czy będzie praca? A ja już mam lokal w Karpaczu na ferie zarezerwowany !!!! Czacha mi dymi od rozmyślań. Niby się nie przejmuję...niby nie myśle ale jednak gdzieś to wszystko w człowieku siedzi. No nic, przyjdzie czas - znajdzie się rada.
Wczoraj pojechałam z dietą po całości...też z nerwów, mamy w rodzinie mojego taty trudną sprawę i trzeba ją rozwiązać. Jakby mnie nie dotyczy, ale pośrednio dotyczy. I o tym też myślę, bo matka mi wczoraj relację zdała, do ojca nie dzwonię, bo nie chcę go denerwować, ma wystarczająco problemów - akurat czasowo wyemigrował z domu. Zresztą nie wiem, ile ojciec myśli, że wiem. Trochę to zagmatwane, popierniczone. W każdym razie mleko się nareszcie rozlalo i nareszcie ktoś madry zaczyna to sprzątać. No więc wczoraj upiekłam własnoręcznie chałkę, jadłam gorącą a do tego wpierniczyłam całą paczkę suszonych śliwek. Pochłonęłam milion kalorii, cóż nerwy mialy co spalać. Dziś ciąg dalszy nerwówki. Kto wie co ja tam dziś do piekarnika włożę? Może jakiś placek? W szale człowiek różne rzeczy robi.
Co dziś zjadłam?
I - twaróg - 2 plastry, kawa z mlekiem, kromka chałki
II - banan, jogurt wiśniowy, kawałek chałki
lunch - zupka kalafiorowa - kalafior, marchewka, ziemniaki - bez mięsa, duuużo warzyw, mało bulionu.
obiad - chilli con carne z ryżem, kawa
kolacja - jeszcze nie wiem. Śliwek już nie mam, więc katastrofy kalorycznej nie planuję.
Ruch - stepper - na nic innego nie mam zapału.
W słuchawkach ciągle Marley i jego :
Don't worry about a thing
'Cause every little thing gonna be alright"
Singin', "Don't worry about a thing
'Cause every little thing gonna be alright
oj...przyda mi się dziś ta nuta...i nie tylko dziś...zapowiada się nieciekawa końcówka roku !
Spadam do domku, wreszcie!
Jogata
15 listopada 2012, 18:30Aj ta praca nic dziś nie jest pewne.....
Anka19799
15 listopada 2012, 18:23A do chaly najlepsze jest cieple (aczkolwiek nie gorace!) mleko... Hmmm, rozmarzylam sie. Chyba mnie natchnelas, zeby wkrotce pojechac drozdzakiem, bede miala okazje rozczestowac po ludziach we wtorek i w srode, to mniej kalorii mnie sama obciazy. Zycze pozytywnego i predkiego rozwiazania klopoczysk.
aska73
15 listopada 2012, 17:58a ja myślałam, że tylko u mnie w pracy taka nerwówka. Dobrze, ze tam nie mam nic dodatkowego do jedzenia, oprócz II sniadania, bo dzisiaj w tym stresie mogłam popłynąć....
barbra1976
15 listopada 2012, 15:00jako ze nie pieke cieplej chaly w zyciu nie jadlam. musi byc miod cud. wszedzie pracowe cuda na kiju, nie wiedza ci co sie o kase martwic nie musza jaki kamien z duszy...buziak