Jadłospis na dziś też bez zdjęć, bo...nie ogarniam się od wczoraj. no i jak chcę od 16 sierpnia bryknąć na urlop, to musze się spiąć, porobić swoje i jeszcze ważny projekt przede mną. Mam nadzieję, że jakaś kaska za to wpadnie...najpierw 5 dni siedziałam nad inwentaryzacją magazynów z częściami a teraz nowa instrukcja. Mam nadzieję, że nie będzie to twórczosć charytatywna .
Jadłospisik na dziś :
I - płatki z mlekiem, kawa
II - jogurt naturalny bałkański (boszzz nie chce mi się samemu robić jogurtu) + brzoskwinia i banan
lunch - cukinia i kalafior w tempurze : 3 rożyczki kalafiora i kilka grubszych plastrów cukini
obiad - zupa ogórkowa z kaszą, której wczoraj nie tknęłam
kolacja - jajecznica ze szczypiorkiem
To plany a jak sie skończy ? Wczoraj po wyżerce pracowej w domu zjadłam (a moze raczej wypiłam) lassi. Dziś, jak będzie tak gorąco to tez pewnie zatkam się lassi brzoskwiniowym, chyba że jakimś cudem dostanę mango - wtedy będzie oryginał.
Po ćwiczeniach z Chodakowską i siłowni PiW ( skończył wczoraj cykl treningowy - do września bez siłki) pognaliśmy na działkę teściowej. A tam orka ...nazbierałam sobie ogórków, fasolki, marchwii, pietruszki....zabraliśmy się do podlewania (konewką, aha, aha - moja teściowa wyznaje filozofię podlewania konewką, odstałą wodą - nie prosto z kranu). Na działke też nie autkiem tylko z buta - wróciłam zmachana jak koń po westernie. I do tego masakrycznie pogryziona przez te okropne komary !!! Nie wiem, co mi strzeliło do łba, wiedząc, że mam uczulenie, nie popryskać się jakimś badziewiem od komarów. wszystkie ugryzienia napuchnięte ja balony, w domu 3 tabletki wapna na raz i antyhistaminka. Nie wiem, jak ja na tej mojej wiosce będę żyć. A już nie wspomnę o ilości pająków jaka do mnie wczoraj lgnęła. WTF? Co ja matka pajęczyca jestem?
Tydzień wege zbliża się do końca...do drobiu tak i srednio tęskno, myślałam, że będzie trudniej. No bo ja wielu rzeczy nie jadam, a wielu też musze unikać (np. soi, orzechów ziemnych, wszelkich kapustnych na surowo), z nabiałem też nie powinnam szaleć a szaleję... Być może pociągnę to dalej, bo nie jest źle. Wykańcza mnie jedynie to, że gotuję naście obiadów na raz..no bo małżonek z mięsem, ja bez, a jak dziecię czegoś nie jada (np. ziemniaków, moje dziecko nie jada ziemniaków!) to jeszcze jej trzeba coś wymyślać. Masakra. No ale do adremu...tydzien fajny lecz niestety nie przyniósł spodziewanych efektów w postaci zrzutu kg. Tak jak myślałam, nawet głodówka nie spowodowałaby ubytku wagi u mnie. I to jest wkurzające.
Na szczęście już weekend po poludniu. i z ta myślą was zostawiam.
Pająk.
AMORKA.dorota
28 lipca 2012, 10:21Twoje Dziecię z ziemniakami niczym u nas w domu,czyli nie kupujemy wcale:)
majarzena
27 lipca 2012, 12:42Odpoczywaj Pajaczku bos sie umeczyla. Pozdrawiam
Anka19799
27 lipca 2012, 11:41No bo pajaki z dzialki tez czytaja Vitalie. Znaja Twoj nick i masz! A myslalas, ze nie?!
tarantula1973
27 lipca 2012, 10:50no widzisz.... a ja taka litościwa jestem niestety szczególnie dla młodej. Ale to się skończy !
Agujan
27 lipca 2012, 10:11Ja podziwiam bo W ŻYCIU nie gotowałabym nawet różnych 2 obiadów.... jedyne na co mnie stać to to ze np. mój kotlet jest "smażony na sucho" albo im dorabiam jakiś sos albo posypuję serem, polewam oliwą itp