Na wstępie jadlospis : (jak zwykle nie vitaliowy )
I - płatki wieloziarniste z mlekiem, kawa
II - jogobella suszona śliwka, bakuś z owocami
lunch - sałatka ziemniaczana czyli : ziemniaki, jajko, szczypiorek, łyżka majonezu
obiadokolacja - surówka z pekińskiej, filet z kurczaka
przekąska - jakaś maślanka, owoce
I to tyle, nie wiem po co mi była dieta vitalii, jadłospis tam prpopnowany całkiem nie mój, ciężko mi wymieniać i dopasowywac do siebie proponowane zestawy. No i po początkowym spadku wagi do paskowej znów mam zastój...Pewnie, sama jestem sobie winna, za mało warzyw, za dużo shitów. Jakoś tej zimy nie mam ochoty na przygotowywanie posiłków, wymyślanie, czarowanie...warzyw mi się nie chce, na brokuły nie moge juz patrzeć, a mixy sałatowe (takie gotowe mieszanki sałat) co rusz ladują w koszu, bo mija ich termin przydatności...To samo z ogórkami zielonymi, paczka pomidorów koktajlowych kisi sie nie otwarta w lodówce juz tydzień. Dzisiejsza surówka zapewne okaże się dla mnie zabójcza i przypłacę zjedzenie jej bólami brzucha. A nie mogę przecież jeść na okrągło pomarańczy, jogurtów i szynki chudej... Porażka zupełna, nie wiem co sie ze mną dzieje...Ja, taka specjalistka od zdrowej żywności, a tu taka masakra....
Zamówiłam wczoraj torta "cookies" u Sowy, pogapilam się na lady z ciachami, tortami, ciasteczkami....wyszłam. Nie dałam się, a kusiły, kusiły...u Sowy zawsze rewelacyjne ciastka, np mój ulubiony tort dakłas mmmmmm pyszności.
PiW wczoraj o 17stej urwał się na awarię i wrócił koło 22giej. Tak więc byłam sama i nie ogłam ogarnąć rzeczywistości. Jednocześnie farbowałam kłaki, przygotowywałam obiad na dziś, zajmowałam się zwierzakiem ( jak biega to trzeba go nadzorować bo uwielbia gryźć kable pod napięciem i zrywać tapety ze ścian). By lam wczoraj tak padnięta, że nie miałam sił na stepper. Ale tak ja mówiłam z pracy na kwadrat przeleciałam się w z laczka, nawet dalej niz na kwadrat po aż pod sąd i z powrotem do centrum pod "Słońce". Tak więc ruch zaliczony.
Co do pakowania to dalej nie mam wizji, wiem tylko, że mam mieć około 10 000 koron czeskich (to dużo mało na 6 dni, orientuje się ktoś?). No ale pakowanie w sobote będę uskuteczniać.
Dziś Dzień Pizzy ! I co wy na to? Trzeba to jakoś uczcić !
Morinho
13 lutego 2012, 12:46Pizzy mowimy NIE i konsumujemy ciastko :) Ale od dzis zaczynam nowe zycie..... mam nadzieje lepsze, a Tobie milego wypoczynku ! Nie wiem ile to 10000 koron, ale wez 50000 :) pozdr.
Giove
9 lutego 2012, 18:13czy tak spokojnie bym wyszla z cukierni...brawo!
Agujan
9 lutego 2012, 10:58mi się dzień pizzy podoba :)
reiven
9 lutego 2012, 10:43nie pomogę :) kiedyś jeździłam często do Czech :) 3 lata temu powiedziałabym Ci, że spokojnie jeszcze czy zostanie i po powrocie znów wymienisz na zł :] ale teraz jak jest? nie wiem