Wczorajszy dzień też udany. Kurczę, wystarczy się postarać, zmobilizować i wszystko się udaje. Co prawda w pracy już nie było tak różowo, musze robić full zmian (ofkors rzadnej premii za to nie dostanę), zmarnuje na to trochę czasu, który mogłabym poświęcić na inne rzeczy pracowe. Cóż, pani kiero nie liczy się z nikim i z niczym, wydaje polecenia i je egzekwuje czase w bardzo obcesowy sposób.
Dziś mam zebranie w szkole, ponadprogramowe jakieś...jak ja nie lubię zebrań. PiW nie pali się do szkoły, więc jak zwykle ja muszę.
Wczorajszy jadłospis wyglądał tak :
I - starter, kawa z mlekiem
II - kubek kaszy manny z ciastkiem LU GO
lunch - mix sałat, pomidor, paryka, ogórek, kawałki pieczonej piersi kurzej, sos czosnkowy - słuszna porcja takiej sałaty (az za słuszna)
obiad - łyżka makaronu pełnoziarnistego, 2 łyżki spagetti z cukinią
przekąska - 1/2 gruszki, plaster sera pleśniowego
kolacja - 2 małe papryki faszerowane pomidorem, cukinią i fetą, 2 cienkie małe plasterki łososia na zimno, plasterek mojej ulubionej szynki.
Bilans napojów - 2 litry wody mineralnej, 2 kawy z mlekiem, 2 herbaty
Ruch
50 przysiadów, 50 wyprostów naprzemiennych, 10 minut szybkiego marszu
Tak więc wszystko, co sobie zaplanowałam udało się wykonać, nawet wizyta u rodzinnego bez problemów. Dziś miałam biegać z PiW, przez to zebranie na 17:30 nie wiem jak ogarnę to zagadnienie, może jak wrócę z zebrania, wieczorkiem, bo przed zebraniem - no way!
Zbliża się weekend i trochę sie boję, bo w niedzielę mamy tzw. dzień shitów - jemy słodkości do oporu. Będę musiała cos sobie zorganizować, moze owoce pod kruszonką do których zrobienia zabieram się od niewiadomokiedy. Zresztą PiW w piątek wyjeżdża na paintball i do niedzieli chata wolna, a właśnie to on jest prowokatorem wszelkich niezdrowych niedzielnych szaleństw. Mówię wam, mój PiW to pies na słodycze!! A taki niby prozdrowotny tryb życia prowadzi - 4x w tygodniu uczciwa siłownia, nie podjada między posiłkami... a tu proszę, w niedziele budzi się ciasteczkowy potwór.