Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
odliczanki


odliczam już dni i godziny do urlopu. jeszcze tylko 40 minut w pracy dziś i 8 godzin i 15 minut jutro i URLOP!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

ale już się boję , ajk się odnajdę po powrocie.

PiW kupił dziś jednak bilety na drużynówkę. Na 17 stą idziemy na imprezę, na 19stą jest żużel... nawet grill się nie zdąży rozgrzać, a tam zawsze dobre żarcie jest... I co ten mój PiW ma takie parcie na te zawody? To ja już się pogodziłam, chociaż kocham żużel, dziecko też...a on wczoraj na nie a dziś poleciał, odstał swoje w kolejce i jest...ma bilety. Hmm mocno zastanawiające...

Pogoda się zrypała, co ofkors mnie wcale nie dziwi. W głębi serca mam jednak nadzieję na słońce i upały. Bałtyk ma ponoć 20 stopni ciepła. Taaa goracy jest, nie ma co.

Z wczorajszych ćwiczeń nic nie wyszło, późno wróciłam, pożarłam obiad i zapierniczałam na działkę z buta...To tyle odnośnie ruchu. Dobrze, że chociaż dieta jest.

A propos diety to u mnie dziś kuchnia wydaje :

I- musli z suszonymi owocami i jogurtem, kawa z mlekiem

II- twarozek z ogórkiem i rzodkiewką, brzoskwinia

lunch - nieśmiertelna tortilla (jutro już jej nie będzie, bo tortille wyszły)

obiad - grzyby (taa, mało to dietetyczne, takie podsmażane grzyby z cebulką i jajkiem...)

kolacja - fasolka szparagowa, wędlina

Menu mało wykwintne, już nie mam ani ambicji ani pomysłów na posiłki. Jak tak patrzę na te pamiętniki z fotomenu to ogarnia mnie zazdrość. Nie wiem z czego to wynika : brak czasu, brak ochoty, brak polotu... niby nic skomplikowanego a jak przychodzi co do czego to dramat : zwykłe musli, zwykła sałatka. Na tamtych fotkach nawet owoce są bardziej apetyczne. Wniosek : potrzebuję kucharza na cały etat.

Dziśmam nadzieję wyćwiczyć te moje przysiadziki, brzuszki, nozyce.  Dosyć lenistwa, dosyć obijania się.

Jutro wraca moja latorośl, powiedzmy tak : cieszę się, ale jakby tam została na drugie 10 dni to bym się nie obraziła. Nic to, sprzedam ją dziadkom w sierpniu. I nie myślcie sobie, że ja dziecka swojego nie kocham. Kocham ją ale też kocham ten stan, kiedy mogę być sam na sam ze sobą, nikt nie truje, nie marudzi, nie chce, nie muszę być poukładana, zaplanowana z kalendarzem. I dlatego zawsze pragnę , by ten stan trwał, trwał, trwał aż mi się znudzi...W końcu czekam na to cały rok

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.