Taa... PiW spełnił moje marzenie (1 z wielu) - zabrał mnie wczoraj na basen. Konkluzja, która jednak napawa mnie smutkiem jest taka : nie ma co wybierać się na Słowiankę w tygodniu, gdyż jest takie zagęszczenie, że szkoda słów. Oczywiście basen stawia na szkółki pływackie ale nie może być tak, że wolne są 2 tory na olimpijskim, na rekreacyjnym natomiast rekreacyjny opanowała szkołka "Hipcio" (hm...czy maluchy potrzebuję tyle miejsca, żeby się chlapać?). Ludzie...no żal. Ale i tak byłam zadowolona.
Wracając do tematu wyprawy w góry z cargulami...chyba się jednak nie skuszę, bo z mojej spółki nikt nie jedzie, a tamci to takie "elyty". Ale... moja spółka w październiku obchodzi 10 lecie istnienia, więc jest szansa, że jaśnie nam panujacy pan Prezes pójdzie tym tryndem i też zorganizuje obowiązkową wyprawę - obstawiam jakiś ośmiotysięcznik ( z jego ambicjami świat to za mało...). Póki co planowany jest bal na zamku i atrakcje :
1. zwiedzanie z przewodnikiem późnorokokowego skansenu : zabudowania w stylu epoki, odtworzenie procesu naprawy taboru na żywo przez "aktorów", maszyny i urządzenia również z epoki (doskonale zachowane)
2. polowanie z nagonką : w charakterze zwierza "biurwy" (jak pieszczotliwie nazywa pracowników administracji przeodniczący pewnego związku zawodowego), w carakterze nagonki - fizole z hali, myśliwi - oczywiście pany prezesy, dyrehtory..
Btw... do rzeczy:
restauracja serwuje dziś:
I - musli z granolą, kawa z mlekiem
II - twarozek, jogobella pieczone jabłko, sok grapefruitowy
lunch - gotowany brokuł, pomidor, grillowany kurczak i sos tzatziki
obiad - wczorajszy kapuśniak z młodej kapusty
kolacja - jajecznica, warzywa
Stepper - 30 minut, woda - 1.5 litra
Wczoraj oczywiście idąc do domu zawinęłam do pewnego dyskontu spożywczego w celu zakupienia pewnego ulubionego trunku. Dokonałam zakupu, przydźwigałam do domu, otworzyłam i wieczorkiem zasiadłam z książką (Inne pieśni Dukaja, polecam nota bene) i kielichem w ręku. Później zebrało mi się na amory wskutek czego dziś ledwo zwlekłam się z łoża. Głupota nie popłaca
SYLWIULA.sylwia
19 maja 2011, 08:47Nie wiem co nazywasz głupotą ale chyba nie amory;) Toz to najprzyjemniejsze spalanie kalorii :) pozdrawiam:)