Słonce wyszło w GW. Dobrze, że 15sta się zbliża. Ciężko mi się wstawało rano, ciężko było w pracy... nie dotyczyło to mie bezpośrednio, ale nie lubię być świadkiem jak moja szefowa sprowadza moją koleżankę z pokoju do parteru... znają się dobre 20 lat a czasem pani kiero potrafi być straszna i wmówić, że to ta druga osoba na nią podnosi głos i ją ustawia. Aaaa bardzo nieprzyjemna sytuacja, ja też usłyszałam, że udaję, że nie widzę z czym do mnie przyszła (serio nie wiedziałam, że trzyma w ręku papiery), byłam zajęta czymś innym (podliczaniem 30 kartek z szeregiem kolumn).
Moje menu:
musli kawa na I śniadanie
serek wiejski ze szczypiorkiem, banan
sałatka z pomidora, papryki żółtej i czerwonej, kukurydzy, ogórka, tuńczyka i cebuli czerwonej z sosem z ketchupu, oliwy, pieprzu, soli i tymianku (pycha sałatka, no szał dla mnie po prostu)
Obiad w domu: nie ma, właśnie PiW przysłał smsa, że Kinia i jej koleżanka Karo (która jada u nas we wtorki co drugi tydzień - dziewczynki chodzą razem na angola, raz Karo je u nas, raz Kinia je u Karo) oraz PiW wyjedli cały krupnik i mam sobie coś kupić na obiad. No więc nie zjem - wyjdzie mi na zdrowie!
Kolacja: pewnie najem się jak bąk - no bo bez obiadu....
Poza tym to nuuuda, ciężko mi tak jakoś, kolana bolą tak, że rano po schodach nie mogłam zleźć, @ przyszła - ale to na plus bo za tydzień idę do gina i nie będę musiała przesuwać terminu. Dopiero wtorek a ja już jestem fizycznie zmęczona, chociaż nie ma podstaw. Myślę o weekendzie - w niedzielę u nas nie było wody...tzn ciurkała jak krew z nosa, a wodociągi zapowiadają, że ma tak być przez kolejne 3 tygodnie... tragedia, bez wody jak bez ręki.
Soku sobie zrobię dziś z marchwii - to mi poprawi humor, albo nie - gorrąca czekolada!!to jest to :