Właśnie nagryzmoliłam dłuuuugiego posta i mój komputer się wyłączył. Zaczynam więc na nowo
Moje weekendowe grzechy:
- dużo słodyczy
- dużo naleśnik.ów z kremem czekoladowym
-browar z sokiem
-parówki
Moje plusy:
-mycie okien (później nie mogłam się ruszyć)
-spacer na działkę w celu porąbania pniaka ( to PiW, ja jako osoba towarzysząca)
- jogurt naturalny z owocami - owoce z rynku, jogurt sama zrobiłam
Ogólnie bilans energetyczny na plus, więc wagi nie odwiedzałam, bo po co?!
Poniedziałe zaczął się od tego, że spłukana po weekendzie ze złotówką w portfelu poleciałam z rana do ściany. A tu niespodzianka ściana nieczynna. Nawet na wodę mineralną nie miałam. No bida z nędzą.
Zrobiłam furrorę, bo poczułam wiosnę i przyszłam w sukience ( nie uznaję spódnic i sukienek), koleżanki były w szoku, koledzy też (raczej w estetycznym szoku). Miałam co prawda na nogach emu, gdyż moje łydki nie zasługują na publiczne obnażanie. Ale mi się podobało (ale jestem durna). No i nie, nie porzucam spodni, zawsze będę głosić ich wyższość!!!
Dzisiaj zjadłam: (mało bo jestem głodna jak smok):
musli,kawa, kaszka błyskawiczna, jogurt domowy z owocami, sałaty z kurczakiem, jabłko.
W domu do spożycia: krupnik, kolacja w postaci makreli i jajka.
Nie będę podjadać (szczególnie parówek i chleba )! No i mam nadzieję, że starczy mi czasu na stepper.
Poza tym odczuwam silny głód czytelniczy. Pragę czytać coś co jest ciekawe, tajemnicze, nieziemskie, porywające... Na razie męczę "Ubika" i to dosłownie. Nie leży mi ta książka, ale znawcy tematu polecają. Poczytałabym coś na miarę Diuny...
Opuszczam was teraz, gdyż nareszcie udaję się do domu.Praca jednak nie czyni wolnym