Witajcie!
Jestem Marcelina, mam 18 lat,od stycznia trzymam dietę, ćwiczę natomiast od września zeszłego roku. Różnie bywało z efektami, raz lepiej, raz gorzej - ale teraz chciałabym zejść jeszcze odrobinkę i trwale ustabilizować wagę.
Niestety, dziś zdarzyło mi się spore obżarstwo - moja wola (która do tej pory wydawała się być całkiem silna! :D) nie wytrzymała wielkanocnej presji przy rodzinnym stole. Słodyczy "kupnych" nie jem i nie zamierzam, ale domowy sernik to moja potworna słabość! I o ile nie skusił mnie ani majonez ani inne tłuściutkie potrawy, to niestety przegrałam z sernikiem.
I z jednego, małego kawałka zrobiło się kilka małych kawałków... I może jeszcze kilka... Wolę tego nawet nie liczyć, bo będzie z 1/4 blachy! :D Moja babcia jest mistrzynią ciasta. Pocieszam się tym, że przynajmniej dostarczyłam sobie energii za wszystkie czasy. Poćwiczyłam przez 1,5h - tyle co zwykle, bo tak mnie boli brzuch, że póki co nie dam rady więcej i miałam ambitny plan spacerowy, jednakże śnieg i zawierucha skutecznie mnie od niego odwiodły.
Jutro będzie lepiej! Sernik już został pożarty przeze mnie i wygłodniałą rodzinkę :P
Oprócz tego postawiłam na dwa jajka, dwie małe kromeczki weki (ktoś pożarł mi wczoraj mój razowiec! :D) i porcję wegetariańskiej sałatki z chudym twarogiem. Do kolacji jeszcze trochę czasu. Będzie warzywnie.
Mój nieładny bilansik z dzisiaj to coś, o czym wolałabym szybko zapomnieć. Pracuję nad tym, by jeść zdrowo i regularnie, a dziś mam takie skoki, że szkoda gadać. Da się to podciągnąć pod cheat day? Nie linczujcie Wiem, że to niezdrowo.
A Wam jak poszło przy wielkanocnym stole?
No i na koniec chciałabym życzyć Wam wszystkim zdrowych i wesołych świąt, bez wyrzutów sumienia i łapania nadprogramowych kilogramów!