Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Szaleństwo
9 marca 2009
Muszę przyznać, że w weekend nie przestrzegałam diety. Nie znaczy to, że się bardzo obżerałam. W sobotę z diety zjadłam tylko śniadanie. Popołudniu byliśmy na 18 urodzinach kuzynki mojego męża, więc zjadłam dużo różnych sałatek bez pieczywa, kawałek tortu z bitą śmietaną, kawałek sernika na zimno, 3 kawałki karpatki :D, ale takie malutkie. W niedzielę też zjadłam tylko śniadanie, a na obiad zjadłam sałatkę z sałaty, szpinaku, pomidorów, mozarelli, i kawałków kurczaka. Kolacji nie jadłam. Dzisiaj jak na razie też zjadłam tylko śniadanie :D, bo mam mnóstwo pracy. Dobrze, że dziecko jest dzisiaj grzeczne i sporo śpi, więc mogę dużo zrobić. Nie przejmuje się, tym szaleństwem weekendowym, bo po pierwsze gdy się zważyłam w sobotę rano, to ważyłam 67 kg, a to stanowczo za duży spadek wagi jak na 4 dni diety, a po drugie ja zazwyczaj i tak nie mam czasu na jedzenie, więc ten weekend to był taki odskok od normy. Gorzej, że mój mąż się wyłamuje z diety. Twierdzi, że on jest zbyt głodny wieczorem, no ale jeśli ktoś zaczyna jeść o 11 rano a chodzi spać o 2 rano, to może być głodny wieczorem. W tej kwestii to ja go chyba nie zreformuje. Chociaż on twierdzi, że jak ja wróce do pracy i będę wstawać o 6 rano, to on też będzie wcześniej wstawał. Pożyjemy zobaczymy.
Monika1969
10 marca 2009, 12:16Dzięki za post o głodówce. Ciągnie mnie do niej i chyba spróbuję. Ale ok, poczekam do maja - no może połowy kwietnia, niech się więcej słonka pokaże :) Weekendy są najgorsze dla diety, ale wspaniale się trzymasz! Rozumiem, że nie czujesz już ssania w żołądku wieczorami? Gratuluję!!! Czy w czasie głodówki lub po niej - i dużej utracie wagi - skóra daje sobie radę? Pozdrawiam :))