Moje odchudzanie doprowadziło mnie do momentu, gdzie stoję na rozdrożu dróg i nie wiem, którą z nich mam wybrać. Rozsądek podpowiada drogę nr 1. Jest to droga pełna wyrzeczeń, pod górę. Aby ją przejść potrzebne jest samozaparcie, motywacja, siła walki. Na jej końcu czeka sukces. Druga droga jest łatwa, prosta i teoretycznie przyjemna. Mogę rzucić się w wir jedzenia, przyjemności i mieć gdzieś to jak wyglądam... Ale wiem, że tak, jak ta droga może być przyjemna, to jak dojdę do jej końca, zobaczę wielką porażkę i koniec końców będę znów zła, nieszczęśliwa i gruba... A mimo tego, że widzę, jak moimi czynami kieruję się ku drugiej ścieżce, to strasznie ciężko mi zawrócić i pójść 1. pod górę.
W weekend teściowa obiecała mi dietetyczne jedzenie. Szkoda, że dodatkowo zrobiła bezy, lody i proponowała drinki. A ja nie odmówiłam. Za tydzień znów impreza rodzinna, więc chodzi mi po głowie - po co w tym tygodniu stosować dietę, jak znów w sobotę popłynę..
Boję się jutro wejść na wagę...
Nie wiem co mam robić... Tzn wiem, co powinnam, ale nie potrafię się wziąć w garść i zawalczyć. Za mało się dzieje z moją wagą, spodziewalam się większych spadków. A kiedy widzę, że mimo mojej walki waga stoi, to nastał czas, kiedy nie mogę się zmobilizować do walki...
Pomóżcie...
Maya27kc
17 marca 2017, 23:53Kochana... nie jesteś aż takim grubaskiem! To po pierwsze! Po drugie... przecież od czasu do czasu możesz pozwolić sobie na coś spoza białej listy!! :D U mnie na przykład jest to jakiś batonik / piwo / czekolada / pizza / hamburger / pierogi z jagodami... Możesz sobie na coś takiego pozwolić! Tylko nie codziennie, haha xD Ale raz w tygodniu czemu nie ;) Nie stałaś się grubaskiem od sporadycznej imprezy! Utyłaś bo systematycznie, codzinnie jadłaś trochę (lub bardzo) za dużo. Jak każda z nas. Chudnięcie wymaga czasu, więc daj go sobie. Nie zadręczaj się nie wiadomo jakimi wyrzeczeniami. Jesteś tylko człowiekiem. Lepiej sięgnąć czasem po coś niezdrowego, zaspokoić smaki i następnego dnia wrócić na dobre tory. Niż z nich zejść na stałe. No. I głowa do góry :***
dietacambridge2017
12 marca 2017, 19:38A ja Ci powiem tak , teraz nie masz dużej nadwagi , weźmiesz się za siebie za 2 miesiące będziesz super laską i spędzisz super wakacje. Jak się nie weźmiesz to za 2 miesiące z 10 kg zrobi się 20 potem 30 i 40 i 50 i więcej. Decyzja należy do Ciebie . Tez kiedyś ważyłam 60 kg pozwalam sobie na coraz więcej i więcej i teraz borykam się z otyłością. Ale nie rezygnuje , wzięłam się w garść i mam zamiar na wakacje wrócić do swojej wagi . Tak naprawdę Ty nie musisz się katować i zażynać wystarczy dużo warzyw i owoców , trochę ruchu i będziesz idealnie wyglądać i się czuć. Buziaczki
SzczesliwaByc
19 marca 2017, 18:06Gdyby to było takie łatwe :( Mnie niestety sporo wysiłku kosztuje każdy kilogram na minusie. Za to na plus rosną jak grzyby po deszczu. Najbardziej nie mogę przeboleć, że po ciąży zawaliłam. Przytyłam wtedy tylko 3 kg, po ciąży byłam 10 kg lżejsza niż przed. Obiecywałam sobie nie zaprzepaścić, ale niestety :( Wtedy mogłam mieć do schudnięcia 5-7 kg. Teraz mam 10-12
Nyx007
12 marca 2017, 19:06Hmmm może opowiem Ci coś o sobie, może pomoże. Mając 15 lat wżyłam 75 kg, schudłam w pól roku do 63. Boże czułam się jakbym mogła góry przenosić! Nigdy się tak nie czułam odniosłam sukces i na tym się skończyło. Przestałam trzymać dietę i tak przez 3 lata sobie tyłam, mając 18 lat w grudniu weszłam na wagę i zobaczyłam 69,5 poszłam na siłownię wykupiłam karnet z umową na rok. Przez ten rok nie schudłam nic nawet grama, bo nie trzymałam diety. Znalazłam miłość życia. Przyjechał do mnie na miesiąc i przez miesiąc pozwalałam sobie na wszystko. Cieszyłam się, że jest. I jadłam razem z nim słodycze, chipsy, pizze. Ale dwa tygodnie zanim wyjechał spojrzałam w lustro i wybuchnęłam płaczem takim ze szlochaniem bo straciłam moje marzenie mój sukces który miałam w garści. Byłam na górze i z niej spadłam. W ciągu tego miesiąca przytyłam 4 kg. Ruszyłam z powrotem na siłownię ważąc 74,2 kg, mając wzmocnione mięśnie i technikę do wykonywania ćwiczeń. Teraz każdy gram to walka to wojna. Wcześniej 5kg kosztowało mnie tyle co teraz pół. Chcę Ci uświadomić, że jeżeli odpuścisz teraz to droga powrotna będzie milion razy cięższa i dłuższa. Nigdy nie trenowałam tak ciężko jak teraz, nigdy nie trzymałam tak rygorystycznej diety co teraz, nie jest łatwo. Bo życie nie jest łatwe, ale teściowa nie jest wymówką do jedzenia! Musisz być silna i kiedy dają ci ciastka bezy i torty powiedzieć przepraszam bardzo ale ja wolę pomidory i marchewki. Nie rozumieją to im to wytłumacz! Nie poddawaj się woli innych bo to jest TWOJE życie nie ich! To jest TWOJE ciało i twoje marzenia! Więc do dzieła nie popełniaj moich błędów, bo naprawa potem strasznie boli.
melifexo
12 marca 2017, 20:04Mądre słowa. Niestety czasami nie widzimy (albo nie chcemy widzieć) swojego odbicia w lustrze. A później jak zwracasz na to uwagę to okazuje się, że musisz przejść długą walkę o poprzedni obraz siebie..
Nyx007
12 marca 2017, 20:16Dlatego weź Ty się nie poddawaj i walcz o marzenia !
SzczesliwaByc
19 marca 2017, 18:04Dzięki za mądre słowa :) Niestety ja jestem chyba już na etapie tej walki o każde pół kilograma - całe życie na dietach, niestety wcześniej rzucanie się na wszystkie możliwe diety cud, nie znałam się, chciałam schudnąć tu i teraz - inne rzeczy się nie liczyły... A teraz metabolizm na poziomie 40 latki - kobiety 10 lat starszej niż jestem w rzeczywistości :(