Kaju kaju bo kajam się okrutnie. Na wstępie przepraszam wszystkie moje kochane dziewczyny, które zaniedbałam. Nie pojawiałam się tutaj, albo tylko na chwilę i przeglądałam co nowsze pamiętniczki. Postaram się nadrobić zaległości. Ten czas, kiedy byłam najaktywniejsza na Vitalii był najlepszym dla moich ćwiczeń, więc postaram się już Was nie opuszczać. No z wyjątkiem wakacyjnych wyjazdów, jeśli Bozia da.
Dzisiejsza notka będzie długa. Jak chociaż jedna z Was ją przeczyta to będę super dźwięczna, bo potrzeba mi powrotu na wasze łono. Bez skojarzeń ;)
Kaju kaju także, bo kajaki. Dziś po południu wybieram się z tatą a może i resztą rodziny na wiosłowanie
Nie zliczę już ile osób mówi mi, że schudłam. Ja się uśmiecham budyniowo z zadowoleniem niebiańskim, a potem z niemniejszym wsuwam jakieś pierniczki, pierdółeczki, piweczka. Dieta to od początku wakacji nazwa bez desygnatów, że tak zarzucę sformułowaniem z logiki. Za to ćwiczę. I wcale aż tyle nie schudłam, więc nie wiem o co im chodzi za bardzo.(waga jest taka, jak na paseczku)
Masterem ćwiczeń jest także moja mama. Uczy wf-u w gimnazjum, a i teraz podczas wakacji lata na jakiś aerobik. Wstaje codziennie rano o 6 i ćwiczy podłogowce :DD
W naszym rodzinnym mieście nie zauważyłam aż tak wielkiego boomu na kluby fitness jak to ma miejsce w Krakowie, ale sporo kobiet przychodzi na te zajęcia, na które mama uczęszcza. Namówiła mnie. Teraz chodzę i ja. Wprawdzie średnia wieku wynosi 40+ ale czuję się tam świetnie :D
Towarzyszy mi też wiernie rower. Odkryłam ostatnio, że moja sirius plus sajz przyjaciółka z liceum zakupiła rower. Strasznie się ucieszyłam i obiecałam jej niejedną przejażdżkę :) A z moim Kłapouchem ostatnio zainaugurowaliśmy pierwszą weekendową wycieczkę rowerową w dniu naszej 2 rocznicy.
Oczywiście nie mogłoby to być moje życie, gdyby coś jeszcze nie wypadło w taki znamienny dzień, no przecież to by było zbyt normalnie gdybyśmy po prostu mogli spędzić rocznicę razem.
Pamiętacie, jak narzekałam, że mam pomagać przy remoncie? Ano i pomagałam, a co najśmieszniejsze- czuję się w takiej sytuacji jak ryba w wodzie :D Jakbym uczestniczyła w jakiś pełnowymiarowych Simsach- i to z kodami! Wybieram, wybieram, doradzam a za nic nie płacę :DD
Więc nasza rocznica upłynęła także pod znakiem nakrywania folią mebli by uchronić je przed okrutnym i złowieszczym działaniem pyłu i farby, a także pod znakiem wybierania płytek do łazienki. Kłapouch dla mnie pełen podziwu, że tak się zaangażowałam i że nie chce mi się rzygać jak oglądam po raz pięćsetny te same kafelki.
Z Kłapouszkiem byliśmy też na początku wakacji we dwoje nad wodą. Publicznie przepraszam wszystkich ludzi, którzy plażowali opodal ale się wynieśli, bo cóż- wstydu nie mamy. Aż byłam zdziwiona, że Kłapouch taki jakiś nadpobudliwy, bo zazwyczaj stroni od znacznych czułości w miejscach publicznych. Śmiałam się że powinniśmy postawić tabliczkę przed naszym kocykiem:
Serdecznie wszystkich przepraszamy, ale naprawdę nie widzieliśmy się miesiąc, a nawet jeśli, to tylko na chwilkę i wszędzie kręciła się jego mama
Harcowaliśmy troszkę i w akwenie wodnym i Kłapouszek mówi: To chyba trzeba będzie kupić duużą wannę.
If you know what I mean
Wygląda na to, że na płytkach się nie skończy i przy wyborze urządzeń sanitarnych także będę musiała asystować :D
Ach i o sabotażu kuchennym słów kilka. Mama moja mama. Kto mamę ma i obiady jej jada, wie jakie to niebo i jak bardzo miłość z tego talerza. Moja mama namiętnie ogląda także programy typu "wiem co jem" i przy obiedzie gada przez cały czas o zbawiennych właściwościach tego i owego a o szkodliwości innego. Tato wywraca wtedy oczami, bo ogólnie całe to warzywne-pierdzielenie ma w dupie i kobieto daj mięsa. I skwarek.
Trzeba mamie przyznać, że nawyki powoli stara się zmieniać. Do dań tradycyjnych nie dodaje już śmietany 18% a 12 i to pół na pół z kefirem. Także coś świta.
Ale przyznam się bez bicia, że czasem serce mi się kraje jak widzę, co nad miską czyni.
I tak, mama robiła ciasto na racuchy. Prawdziwe racuchy z wiejskiego zsiadłego mleka. Nasypała mąki, że łojezu. Z każdą miarką ja się przerażam coraz bardziej, ale zaciskam ząbki i nic nie mówię. Narobiło się mnóstwo grud więc mama z poleceniem, bym je porozbijała oddaliła się chwilowo.
A ja cóż? Ano za łyżkę i wyławiam te grudy, mąkę tą zdradziecką i ciarabach do śmietnika. Resztę rozbiłam. Taka dumna z mojego małego sukcesu, że choć troszkę odchudziłam to jakże pyszne acz okrutne dla każdego dietetyka danie.
Przyszła mama, pogmerała łyżką w cieście. Podstępu wprawdzie nie wykryła, ale ani się spostrzegłam, jak kolejna po brzegi wypełniona miarka wylądowała w misce coby konsystencja, (dla mnie już i tak prawie stała) jej odpowiadała.
Xoxo, pierwszy sabotaż kuchenny zakończył się niepowodzeniem.
Ale obiecuję wam, że walka nie jest jeszcze zakończona.
Póki ostatni rycerz Vitalii jest na froncie. Będziemy walczyć.
Tak mi dopomóż miarka krawiecka i fałdki na brzuchu.
Więc nasza rocznica upłynęła także pod znakiem nakrywania folią mebli by uchronić je przed okrutnym i złowieszczym działaniem pyłu i farby, a także pod znakiem wybierania płytek do łazienki. Kłapouch dla mnie pełen podziwu, że tak się zaangażowałam i że nie chce mi się rzygać jak oglądam po raz pięćsetny te same kafelki.
Z Kłapouszkiem byliśmy też na początku wakacji we dwoje nad wodą. Publicznie przepraszam wszystkich ludzi, którzy plażowali opodal ale się wynieśli, bo cóż- wstydu nie mamy. Aż byłam zdziwiona, że Kłapouch taki jakiś nadpobudliwy, bo zazwyczaj stroni od znacznych czułości w miejscach publicznych. Śmiałam się że powinniśmy postawić tabliczkę przed naszym kocykiem:
Serdecznie wszystkich przepraszamy, ale naprawdę nie widzieliśmy się miesiąc, a nawet jeśli, to tylko na chwilkę i wszędzie kręciła się jego mama
Harcowaliśmy troszkę i w akwenie wodnym i Kłapouszek mówi: To chyba trzeba będzie kupić duużą wannę.
If you know what I mean
Wygląda na to, że na płytkach się nie skończy i przy wyborze urządzeń sanitarnych także będę musiała asystować :D
Ach i o sabotażu kuchennym słów kilka. Mama moja mama. Kto mamę ma i obiady jej jada, wie jakie to niebo i jak bardzo miłość z tego talerza. Moja mama namiętnie ogląda także programy typu "wiem co jem" i przy obiedzie gada przez cały czas o zbawiennych właściwościach tego i owego a o szkodliwości innego. Tato wywraca wtedy oczami, bo ogólnie całe to warzywne-pierdzielenie ma w dupie i kobieto daj mięsa. I skwarek.
Trzeba mamie przyznać, że nawyki powoli stara się zmieniać. Do dań tradycyjnych nie dodaje już śmietany 18% a 12 i to pół na pół z kefirem. Także coś świta.
Ale przyznam się bez bicia, że czasem serce mi się kraje jak widzę, co nad miską czyni.
I tak, mama robiła ciasto na racuchy. Prawdziwe racuchy z wiejskiego zsiadłego mleka. Nasypała mąki, że łojezu. Z każdą miarką ja się przerażam coraz bardziej, ale zaciskam ząbki i nic nie mówię. Narobiło się mnóstwo grud więc mama z poleceniem, bym je porozbijała oddaliła się chwilowo.
A ja cóż? Ano za łyżkę i wyławiam te grudy, mąkę tą zdradziecką i ciarabach do śmietnika. Resztę rozbiłam. Taka dumna z mojego małego sukcesu, że choć troszkę odchudziłam to jakże pyszne acz okrutne dla każdego dietetyka danie.
Przyszła mama, pogmerała łyżką w cieście. Podstępu wprawdzie nie wykryła, ale ani się spostrzegłam, jak kolejna po brzegi wypełniona miarka wylądowała w misce coby konsystencja, (dla mnie już i tak prawie stała) jej odpowiadała.
Xoxo, pierwszy sabotaż kuchenny zakończył się niepowodzeniem.
Ale obiecuję wam, że walka nie jest jeszcze zakończona.
Póki ostatni rycerz Vitalii jest na froncie. Będziemy walczyć.
Tak mi dopomóż miarka krawiecka i fałdki na brzuchu.
Taritt
27 lipca 2012, 22:44Re: No właśnie, zbiorowa psychoterapia na Vitalii. :D Dzięki ;)
Taritt
27 lipca 2012, 22:17No i w związku z tym postanowiłam popełnić blogowy wpis odpowiedni dla sfrustrowanej nastolatki. ;)
Taritt
27 lipca 2012, 22:16Re: W sumie po prostu okazało się, że część moich znajomych, a w sumie to ta część, którą nazywam przyjaciółmi (a ja nie jestem skłonna mówić o kimś, że jest moim przyjacielem i jest to dla mnie różnica), najwyraźniej ma mnie dość. I wszystko na to wskazywało już od dawna, tylko po prostu mi się wydawało, że te wszystkie usprawiedliwienia typu "tylko do Ciebie zapomnieliśmy zadzwonić", "ostatnio jakoś w ogóle nie mamy czasu", "oj, przyszłaś do pubu i na nas czekasz? zapomnieliśmy odwołać spotkania" i coś w stylu "wcale nie planujemy po raz pierwszy wakacji ze wszystkimi, tylko nie z tobą" są jak najbardziej normalne i wiarygodne. Wczoraj stężenie takich sytuacji osiągnęło chyba swój stan krytyczny po prostu i zaczęłam się zastanawiać, czy ja w ogóle mam do siebie jakikolwiek szacunek? I akurat tego samego dnia dowiedziałam się, że ostatnie "bardzo byśmy chcieli, ale nie możemy" tak naprawdę oznacza "chcemy i możemy, tylko nie z tobą". I to seryjnie.
Taritt
27 lipca 2012, 20:47Re: O nie, dobrze, że mnie mój mężczyzna chroni przed światem, bo jeszcze by mnie ktoś zaprosił do piwnicy :D
truskawchen
24 lipca 2012, 11:00Walcz dzielnie! W końcu coś wywalczysz :) A prysznic też jest całkiem spoko, if you know what I mean ;)
Taritt
22 lipca 2012, 22:37Re: Własnie, kurcze, musiałam zdradzić swój styl i młodzieńcze ideały na rzecz brudnego podporządkowania się gustowi tłumu (czyt. praktyki). :D
Lubanianka
22 lipca 2012, 22:06Fajnie, że wróciłaś miło jest Ciebie czytać :-)
Taritt
22 lipca 2012, 13:51Pełnowymiarowe Simsy - dobre :D Tak, tak, patrz, żeby Ci kafelki do szlafroka pasowały, a kolory ścian do pościeli, bo potem wiesz, będzie problem - trzeba dom przebudowywać, albo ewentualnego męża zmieniać, nie wiadomo co taniej :D Mąka i zasmażką Polska stoi. U mnie też.
Zabka92
22 lipca 2012, 13:45aaaah uwielbiam Twoje wpisy :) piszesz wszystko z takim poczuciem humoru, które mi baaardzo odpowiada ;) nie dostaliście za te baraszkowanie mandatu? :D
iness7776
22 lipca 2012, 13:43Remonty fajna sprawa, oby nie trwały długo, bo efekt później jest zadowalający. Fajne są takie rozstania, zbliżają ludzi do siebie :)). Nasze najdłuższe to 2 tygodnie, ale dla nas to i tak duuzo czasu. Miłego popołudnia
mili80
22 lipca 2012, 13:43Czasami takie rozstania są potrzebne chyba ;) Bo później powroty są bardzo miłe ;) Fajnie wybierać nowe rzeczy do kuchni itp. Ale całe te zamieszanie z remontami jest męczące..
blondiblue22
22 lipca 2012, 13:29:) a długo Cię nie było, czekałam aż coś wrzucisz:) mojego też nie było długo i co nie miało miejsca przez ostatnie 2 lata związku, teraz ma, jakieś uściski, przytulanie w miejscach publicznych :) nawet fajnie, teraz czujemy jak nam siebie brakowało:) a remonty...mimo całego bajzlu, fajna rzecz:) najgorsze jest je przeżyć, ale potem w takich świeżościach mieszkać-fajna sprawa:) wiem, co mówię bo wywracaliśmy jedno pomieszczenie do góry nogami, żeby zrobić z niego kuchnię... prawie 2,5 miesiąca totalnego bałaganu:) a w tym roku robimy drugi pokój, już się boję, ale to dopiero jesienią:) fajnie jest słyszeć, że się schudło, masz rację... :)