To był dobry weekend. Ostatnimi czasy źle się czuję na myśl, że miałabym spędzić weekend na dupie, nie robiąc nic. W sobotę ranę obudziłam się bardzo wcześnie i zdrowy rozsądek, który odbierał syganły z bolącego od ćwiczeń tyłka mówił: czas na rest day. Tak więc ułożyłam się wygodnie w łóżku, przykryłam kołdrą, przeciągnęłam i zanim zorientowałam się co robię, już byłam w ubrana w strój do biegania.... Powaznie, nawet nie zauważyłam kiedy. Przebiegnięte ponad 6 km, z uśmiechem na buzi i ocohtą na więcej, ale żal mi się zrobiło chłopaka, który czekał na mnie ze śniadaniem.
W planach były też zakuuupy! Normalnie to aż mnie skręca na myśl o zakupach. Nie lubię, uważam za stratę czasu, ale tym razem, na myśl o tych wszystkich swetrach, które muszę kupić (aż 2!) aż mnie ręce świeżbiły. Bo lubię swetry. Kocham zimę, jesień i az mi się wygodnie i przytulnie robi na samą myśl.
Chociaż obiecałam sobie, że nie kupię żadnej bielizny, wejście do Oysho zakończyło się kupieniem takiej perełki:
To model, który chodził za mną już od dawna, ale ten z Intimissimi kompletnie na mnie nie leżał. Ten...niesamowity. Idealnie się dopasowuje, nawet go cholercia nie czuć, wygodniejszego stanika jeszcze nie miałam (a cena o 100 niższa niż w Intimissimi).
Aktywnym dniu biegiem, zakupowym łażeniem skończylismy z chłopakiem na burgerze! Uwielbiam. Jako, że staram się nie jeść białego chleba poprosiłam o burgera bez bułki, a ku mojemu zaskoczeniu, kelnerka zaproponowała w cenie frytki lub sałatkę. Lepszego dressingu do sałatki nie jadłam. Burger, to było cudo z Camembert, karmelizowaną cebulą i gruszką. Uwielbiam połączenie wołowiny i sera (nie cheddara). Moim faworytem akurat tam (Moo Moo Steak & Burger Club) był burger z burakiem i kozim serem, niestety zniknął z karty, więc zmusiło mnie to wypróbowania akurat tego i nie zawiodłam się. Moje ulubione miejsce na burgera lub steka :)
W sumie nawet nie traktuję tego jako cheat day, bo pomimo tego burgera, nie zjadłam wiele więcej, zmieściłam się w 1800 kcal i jeszcze do tego mnóstwo ruchu. A jaki zaciesz na buźce :D
Niedziela gorsza nie była, chociaż tym razem już na spokojnie a jako aktywny czas po raz pierwszy poszłam na Squasha! Pomimo tego, że lubię się ruszać, dobrze idzie mi bieganie, joga itd. to jednak w sportach, typu tenis, siatkówka, jestem lekko lewa. Nie wiem czy to wynik tego, ze okazji do grania wiele nie było, czy po prostu jestem stworzona do czegoś innego? Niemniej jednak grało się super. Ponad godzina ruchu. Obawiałam się, że chłopak się zanudzi - on gra świetnie i w squasha i w tenisa, ale było dobrze. Spocilismy się dobrze oboje :D
W ogole tak się ostatnio naczytałam i naoglądałam o sporcie, fitnessie i zdrowym stylu życia, że aż poczułam nowy cel w tym całym moim "odchudzaniu". Nie chcę już tylko zrzucać wagi, ale też wyglądać lepiej, ćwiczyć, nawet jak już osiągne cel. To mi dało tyle wolności i....takiego pola do świadomych decyzji. Już nie ma tylko "nie jedz bo ci nie wolno", ale "nie jedz, bo przecież wcale nie chcesz", "nie chcesz bo ci nie służy". To dało mi ogromną ulge, bo kiey przechodzę w sklepie obok chipsów czy ciastek nie mam uczucia "o boże, kiedy znowu będę mogła", tylko w sumie nie czuję nic....nawet ochoty.
Poczytałam trochę forum dla typowych fit maniaków, bo sama mam zamiar wrócić na siłownię (wracamy do pumpa ze sztangą :D :D) i zamówiłam kilka suplementów (białko i bcaa). Popytałam, poobczajałam sprawę i zobaczymy.
W ogóle to dwa dnia w poprzednim tygodniu chodziłam lekko głodnawa i tak się zastanawiałam, co jest grane, patrzę do aplikacji, a tu wstrętna dieta obniżyła mi kaloryczność do 1600 - nie ma, nie będzie. Pozmieniałam co mogłam i wróciłam do ulubionych 1800 :D
A oto podsumowanie kolejnego tyodnia ćwiczeń:
Wtorek: Hot Body
Środa: Hot body
Czwartek: Bikini
Piątek: 30 min cardio z Martą Hening + 15 min HIIT z Sukcesu Ewy + kilka minut na brzuch
Sobota: Bieg (6km)
Niedziela: Squash
Poniedziałek: Hot body
Trochę to wygląda jak tydzień bez przerwy, ale kompletnie nie czuję się zmęczona, wręcz przeciwnie, więc postanowiłam, że kiedy poczuję to "nie chce mi się", to wtedy będzie znak, że czas na dzień off (zapewne w tym tygodniu, bo podobnie było ostatnio)
chudaja.vitalia
9 października 2017, 17:10ale piękne cudeńko kupiła! :) super aktywność :D