Dziś mogę powiedzieć, że to pierwszy od dawna weekend, po którym nie mam moralniaka. Ani poalkoholowego ani po przeżarciu :)
Sobota- od godz 15 30 do 21 grill, całe moje jedzenie to
2 szaszłyki składające się w połowie z warzyw
jedno małe skrzydełko
duuużo sałatki
i kiełbaska.
Jeśli chodzi o alkohol to tu sprawa wygląda trochę gorzej, ale i tak jestem z siebie dumna. Piłam drinki, pół soku pół wody (no i alkohol oczywiście) Zaoszczędziłam na tym trochę kalorii, bo sok był mega słodki. Ponadto po upiciu każdego drinka kilkakrotnie dolewałam sobie do pełna wody co poskutkowało tym, że podczas gdy każdy zdążył wypić po 4-5 kieliszków ja nadal sączyłam drinka albo raczej to co z niego zostało, bo czuć było już tylko wodę. Może nie najsmaczniejsze rozwiązanie, ale za to skuteczne, bo poszła cała butelka wody więc już nie miałam ochoty na więcej płynów, a że organizm dobrze nawodniony to i rano nie miałam kłopotów z samopoczuciem :)
W niedzielę pogoda również dopisywała i postanowiliśmy zamknąć sezon z bilansem 1 piwo kiełbaska i 2 szaszłyki.
Zapomniałabym dodać, że to były moje pierwsze imprezy BEZ PIECZYWA
Uważam, że jak na kilku godzinne imprezy i jak na mnie to bardzo dobrze i mogę być z siebie dumna :) Waga stoi w miejscu, ale się nie zrażam. Pomiar w czwartek lub piątek i zobaczymy czy coś ruszyło :)
A do tego czasu pracuję nad sobą i wy też pracujcie :)