Dieta jest ok. Wydaje się dobrze skomponowana, syta i "z głową". Ostatnimi czasy jednak mam taką ochotę na solone orzeszki, że paczuszkę 100g pochłaniam na poczekaniu. Jak ma 200g to też nie problem, aby ją skonsumować. Nawet słodkie mnie tak nie korci. Najgorszy w tym wszystkim jest czas spożywania...po 20stej. Staram się myśleć, co konsumuję ja i moja rodzina, ale te orzeszki????? I ich kaloryczność!!!
Nie mogę ćwiczyć, więc jak się wczoraj pojawiłam na rajdzie rowerowym (bo przecież musiałam być słowna, jak się zapisałam przed zakazem lekarza) to radości nie było końca. Poszłam troszkę vabank-wiem. Dziś mam jednak konsultacje i zabiegi, więc się okaże czy moje ostatnie 2 wyskoki rowerowe pogorszyły sytuację.... Fizycznie czuję się gorzej, czuję ból 24h, no ale oszaleję bez ruchu!
Zostało mi jeszcze 2 kg. Ostatnio waga idzie raczej w górę niż w dół (bo przecież miałam już do celu 1,1kg). Wakacje blisko, plaża, słońce i mój CEL pływający gdzieś tam, do którego nie mogę się dobić.
Help!!! Płakać mi się chce, ale mam wrażenie, że bez wysiłku fizycznego nie dam rady dotrzeć do celu. Lekarz skrzydła mi podcina. Proszę, czy ktoś z Was może mi podpowiedzieć, co ja mam zrobić??? To, że orzeszki ograniczyć to wiem. Zaraz będą truskawki i inne sezonowe owoce więc spokojnie dam radę, ale spożywanych kalorii nie mogę już ograniczyć. Nie będę się głodzić! A dieta to sposób życia!
HELP!