[Na wstępie wybaczcie zwłokę z ostatnim odcinkiem, został na drugim komputerze]
Skręt w Konwiktorską, a potem Bonifraterską. 2 km do mety. W głowie tylko jedna myśl – chcę przestać biec. Ale trzeba wytrzymać jeszcze 9 minut. Na Miodowej mocny doping, ale przez @#$% dokanałowe słuchawki nic nie słyszałem. Wreszcie Krakowskie, tu doping zawsze sięga zenitu. Interwał sprawdzania „ile jeszcze” spadł do 300 metrów, a oddech przeszedł w 2-1, masakra. Puls 185, od 40 minut ponad progiem beztlenowym…
Ostatni kilometr. Zając gdzieś za mną, więc jednak złamię te 1:35, ale już mało mnie to obchodziło, chciałem tylko przestać biec. Ostatnie paręset metrów, można włączyć dopalacz, przybliży to chwilę ulgi. Prułem poniżej 4:00 i wpadłem na metę z rękami w górze. I wtedy dotarło do mnie, że właśnie zrobiłem to, co wcześniej uznałem już za niemożliwe…
Tym razem na barierce wisiałem dobre 5 minut. Przy okazji rozciągnąłem łydki, choć tylko ja wiem, że nie o to w tym ćwiczeniu chodziło. Zaczęło wiać, więc zdjąłem mokrą koszulkę i założyłem suchą zawiązaną na biodrach, a mokrą na wierzch. I jeszcze żółtą folię ochronną, dostępną na mecie. Zanim świat przestał kołować i odstałem swoje w kolejkach po pomidorową i prezent od sponsora (saszetka biegowa, przyda się), zdążyłem trochę przemarznąć więc założyłem jeszcze pod spód worek na śmieci i buffa.
I po zawodach, po emocjach. Bolało jak diabli, kryzys był ciężki. Ale dałem radę, a w ciągu roku poprawiłem się o 18 minut!
Skoro zawody odhaczone, to teraz czas… na trening :) W planie do maratonu na ten dzień miałem pobiec półmaraton na maksa, a potem dobić do 30 km dystansu tego dnia. Pierwszy raz miałem zrobić taki hardkor i byłem ciekaw, jak to się skończy. Najpierw więc do auta po banana, a potem za rzekę jednym mostem i z powrotem drugim (wiało!). Ludzie dziwnie jakoś patrzyli na gościa z numerem startowym (nie zdjąłem), który po skończonych zawodach wciąż nie miał dość :D
W drodze do domu początek regeneracji – izo i belvita z pakietu startowego jako kolejny posiłek regeneracyjny – im szybciej się zje, tym lepsza regeneracja. W domu wszystko przygotowałem przed wyjściem, więc po powrocie starczyło włączyć kuchenkę i czajnik, żeby 20 minut później z gorącym talerzem makaronu i lapkiem móc się udać do wanny. A tam rozkosz - 30 minut moczenia nóg w lodowatej wodzie jedząc obiad, zgrywając dane z zegarka itp.
Straty w ludziach – otarty lewy achilles, parę pęcherzy i paznokci, w łydach standardowy ból jak po 30stce… wieczorem przywitałem się z rolką do masażu :( a potem we wtorek zamiast trening z klubem tylko lekkie wybieganie. Energetycznie - spalone 2000 kcal, spożyte dodatkowo 1000, w tym wypite 1.5l izo… no nie dopinał się dzienny bilans. Nie było rady. Chciał nie chciał, mogła pomóc tylko duża porcja chałwy i czekolady :D Trudno, czasem trzeba się poświęcić dla dobra sprawy ;)
Dziękuję za uwagę. Tu jeszcze jeden film z biegu https://www.youtube.com/watch?v=wUcrqeIEzOI i jeszcze jedna relacja: http://warszawskibiegacz.pl/10-polmaraton-warszawski-czesc-1-relacji/ I w ogóle polecam obu tych Panów bardzo.
A w tym miejscu miałem Wam życzyć wesołych świąt ;)
lidianna
9 kwietnia 2015, 12:15super relacja:-) naprawdę masz talent do pisania:-) no i oczywiście gratuluję wyniku:-)
curly.wirly
8 kwietnia 2015, 10:33Ufff... (westchnienie, bo jest nareszcie finał, na który czekałam). Trzymałeś w napięciu. Lubię Ciebie czytać :) Tak więc, podpisując się pod wcześniejszą wypowiedzią jednej z Twoich 'czytajek' ;) , ja też uważam, że spokojnie możesz pisać książki. Mogę zilustrować. Nawet te erotyczno-biegowe. Zdobywam właśnie doświadczenie w ilustracji takowych, a biegowych jeszcze nie doświadczyłam (w sensie - ciekawa nowość) ;D
strach3
8 kwietnia 2015, 15:54Dziękuję, miło się czyta komplementy i chce się starać :) Ale trzeba znać swoje miejsce w szeregu. Książek biegowych to ja recenzje moge najwyżej pisać.
curly.wirly
8 kwietnia 2015, 17:28Nie bądź więc taki ''w szeregu''. Zalecam przełamywanie się i wyłamywanie (z szeregu) ;)
strach3
8 kwietnia 2015, 23:15Drugi Murakami ze mnie raczej nie będzie, a poniżej szkoda czasu ;)
Ajvonkaha
7 kwietnia 2015, 10:58Gratuluje i dzieki za relacje :)
strach3
8 kwietnia 2015, 23:18do usług ;)
Oktaniewa
7 kwietnia 2015, 10:12bardzo fajnie napisane, lekko sie czyta. :d pisz ksiazki :D
strach3
8 kwietnia 2015, 23:18dzięki :)
Nocka23
7 kwietnia 2015, 07:13Fajnie się czyta :) ja tak nie potrafię biegac ale ćwiczę i może w przyszłym roku wyrobie kondycje :) pozdrawiam
strach3
7 kwietnia 2015, 07:30Spróbuj kiedyś, tylko na zawodach tak boli :)
Magdalena762013
7 kwietnia 2015, 07:12I udalo Ci sie! Gratulacje, ze dotarles do mety. Dzieki, ze opowiedziales tą historię, bo czytajac wszystkie poprzednie wpisy mialo sie wrazenie, ze masz zapedy na kogos prawie nierealnego. Mam nadzieje, ze rozumiesz, co mam na mysli. Teraz moge powiedziec uffff... A 18 minut krocej, to chyba b. duzo, prawda?
strach3
7 kwietnia 2015, 07:29Dziękuję, progres gigant jak dla mnie. Efekt solidnie przepracowanej zimy.