Ufff... zrobiłem test z poprzedniego wpisu. Zapis: klik.
Było naprawdę ciężko, upodliłem się konkretnie. Zrobiłem wszystko zgodnie z planem. Najpierw rozgrzewka 10 minut, potem 10-minutowy bieg przez osiedle tempem maratońskim do drogi krajowej i tu musiałem się hamować. 23 sekundy po 10-tej minucie wcisnąłem LAP i bomba w górę - rozpoczął się 20-minutowy wyścig. Przyspieszyłem do zaplanowanych 4:55 i z autolapem ustawionym na 500 m przyspieszałem na każdym odcinku o 5 sek/km. Wychodziło to niezbyt dokładnie, ale na żadnym odcinku nie zwolniłem, średnia wyszła nawet ciut lepsza dzięki dobrej końcówce.
odcinek | plan | wykonanie |
500 | 00:04:55 | 00:04:52 |
1000 | 00:04:50 | 00:04:48 |
1500 | 00:04:45 | 00:04:47 |
2000 | 00:04:40 | 00:04:38 |
2500 | 00:04:35 | 00:04:37 |
3000 | 00:04:30 | 00:04:30 |
3500 | 00:04:25 | 00:04:29 |
4000 | 00:04:20 | 00:04:21 |
4500 | 00:04:15 | 00:03:59 |
średnio | 00:04:35 | 00:04:33 |
Na początku było dobrze, nic mi nie przeszkadzało, wszedłem w dobry rytm, biegłem w cieniu po dobrym asfalcie. Dopiero na wykresie widać, że było lekko do góry, ale to się czuje bardziej na rowerze niż w biegu. Potem coraz gorzej, a im bliżej końca tym bardziej miałem dość. Gdy przyszedł kryzys, rzut oka na zegarek pokazał, że zostało 5 minut. 5 minut to wszystko wytrzymam, nie? Ale po dwóch kolejnych pojawiły się lekkie zawroty głowy i trochę straciłem pewność siebie. Mimo to udało się dalej przyspieszać, a ostatnie 400 metrów naprawdę mocno. Wreszcie LAP w zegarku i zatrzymanie,nawet nie byłem w stanie przejść w trucht. Na szczęście obyło się bez wymiotów. Odpocząłem pół minuty, ubrałem na uszy muzykę jako obiecaną nagrodę, zjadłem garść rodzynek i tempem maratońskim plus - powrót do domu 6 km. Po powrocie banan, bcaa i rozciąganie.
Wynik z tych 20 minut: puls na początku 168, na końcu 185, średnio 176. Przebiegłem 4410 metrów, poprawiłem czas na 1 km, 3 km i w teście Coopera. Mogę być zadowolony. I jestem! Najbardziej z tego, że mam to za sobą :) Czuwaj!
PS. Matko Boska Elektryczna dzięki że pulsometr nie nawalił! Jakbym musiał to powtarzać...
PS2. Komentarz trenerki "no trochę się obijałeś :)"
hannahblue
27 czerwca 2014, 11:17Kurcze, jakie to wszystko dokładnie powyliczane. Nie traci się przyjemności z samego sportu przez taką dokładność? Chyba że planujesz poważną karierę sportowca? :>
strach3
27 czerwca 2014, 11:38Już za stary jestem na karierę sportową, ale wciąż mogę walczyć o dobre wyniki na miarę moich możliwości i właśnie zaczynam robić to na poważnie. Te wyliczenia nie tylko nie zmniejszają przyjemności, ale dodają właśnie nowego, ekscytującego wymiaru - trening jest świadomy, kontrolowany i celowy. Przyjemność traci się tylko na takich testach jak dziś, gdy trzeba biec do wyrzygu.
hannahblue
28 czerwca 2014, 00:36Rozumiem, w takim razie coraz większej satysfakcji Ci życzę :)
curly.wirly
27 czerwca 2014, 10:38Brawo! :)