Drugą próbę podjąłem, gdy tylko przyszła wiosna i zrobiło się wystarczająco ciepło, czyli w kwietniu 2011. Oczywiście startowałem od zera, efekt raptem kilkunastu treningów sprzed pół roku rozwiał się jak dym. Na początku nie mogłem się jednak dobrze zmobilizować, na drodze stawały różne sprawy, wyjazdy, wizyty, święta, jakieś wesele. Ale od maja zacząłem na dobre… na całe dwa tygodnie, po których znów musiałem się poddać rehabilitacji kolan, mimo że wtedy unikałem już biegania po twardych chodnikach. Ważyłem już 78 kg, 6 kg więcej niż przy pierwszym podejściu.
Tym razem postanowiłem dać szansę ortopedzie sportowemu z kliniki
O
To był krok w dobrym kierunku. Lekarz pokiwał z politowaniem głową nad poczynaniami poprzednika, po czym zdiagnozował zapalenie gęsiej stopki i skierował do fizjoterapeuty. Ten z kolei zalecił ćwiczenia rozciągające i wzmacniające, okłady z lodu itp. Po niecałych dwóch miesiącach znów byłem na chodzie.
Trzecie podejście rozpocząłem na początku lipca 2011, cofnęło mnie do pierwszego tygodnia marszobiegowego planu. Potrwało dwa tygodnie i skończyło się kolejnym bólem, tym razem piszczeli. Rehabilitant powiedział, że to shin splint - dość popularna kontuzja, która dotyka znaczny odsetek biegaczy, zwłaszcza początkujących. Nie należy próbować jej „zabiegać”, bo to tylko pogarsza sprawę. Znów zalecił do wykonywania ćwiczenia rozciągające i wzmacniające. W końcu lipca rozpocząłem czwarte podejście, tym razem wznawiając plan od drugiego tygodnia, tam gdzie go przerwałem.
akuku3
25 maja 2014, 07:54Jesteś niesamowity! Tyle kontuzji a Ty nie odpuściłeś. Podziwiam Cię i dziękuję za te wpisy. Świetnie się je czyta i są mega motywacją.
strach3
25 maja 2014, 07:59Cieszę się, po to je piszę :)
haszka.ostrova
20 maja 2014, 11:37Podziwiam, że pomimo tylu przeciwności, się nie poddałeś. Ja poza odciskami to jeszcze żadnej kontuzji nie miałam i tak sobie myślę, że pewnie moja pora wkrótce nadejdzie ;P
strach3
20 maja 2014, 12:32Uważaj na samosprawdzające się przepowiednie ;)