Pod Narodowym nie ma gdzie zaparkować, zatrzymałem się 3 przystanki przed. Na termometrze już 7C, zatem folia tylko w garść, inne rzeczy też i w drogę. Idąc zjadam banana i zapijam Poweradem, kilka przystanków tramwajem i o 9:20 jestem w Skaryszaku na zbiórce klubu. Powitanie dawno nie widzianych znajomych, pogaduszki kto na jaki czas biegnie i dlaczego komu nie poszło ostatnim razem, kilka życiowych mądrości rzuconych w powietrze. Czas mija szybko i przyjemnie. Krótka rozgrzewka z trenerem, dopijam izo i robi się kwadrans do startu.
Świeci przepiękne, wiosenne słońce. Na starcie ponad 11 000 biegaczy. Nieprzebrane morze kolorowo ubranych ludzi, których łączy wspólna pasja. Przede mną zawodnik w przebraniu pszczółki Mai, obok inny pchający wózek dziecięcy. Czuje się atmosferę prawdziwego święta biegania. Gdy z głośnika płyną słowa Niemena „mam tak samo jak ty”, ludzie zaczynają je do siebie śpiewać na modłę „przekażcie sobie znak pokoju”. Magiczna chwila.
Ustawiam się w swojej strefie startowej przed grupą biegnącą na 1:55 – zostawię ich z tyłu. W ostatniej chwili koryguję docelowe tempo z 5:15 na 5:18, bo jakoś nie do końca udało mi się zwizualizować sukces. Czuję, że wewnętrznego ognia może ciut zabraknąć na utrzymanie takiego tempa przez całe 21 km. Właściwie te 5:18 to dokładnie to tempo, które da mi wymarzone 1:52 na mecie, ale nie uwzględnia tego, że na zawodach zawsze przebiega się jakiś 1-3% więcej. Nigdy przecież nie pokonuje się zakrętów dokładnie po ścieżce atestacji, do tego konieczność wykonywania slalomu w tłumie. Tutaj trasa szybka, wystarczy dodać 1%, czyli właśnie te 3 sek/km, z których właśnie zrezygnowałem. Ale to nie wszystko, na 15stym kilometrze czeka Potwór.
Pierwszy strzał, rusza elita a za nią szybsze strefy – czerwona i żółta. Zieloni czekają na swoją kolej, nerwowo poprawiając sznurowadła, zmieniając playlisty i strzelając telefonami przedstartowe selfie. Pomału przesuwamy się w kierunku bramy startowej. Zanim przewalą się przez nią tysiące ludzi, mija ok. 10 minut. Wreszcie drugi strzał i lecimy.