Witam. dawno nie pisałam bo w zasadzie nie było za bardzo o czym. Taka zwykła szara codzienność. Staram się pilnować tego co jem i staram się jak najwięcej ćwiczyć. Tzn. jak mam wenę na warzywka i pociąg do biegania to waga schodzi do 57,5kg, a jak jest weekend ze znajomymi, grille, piwko i ciasto to waga w górę do 59,5kg. To jest taka moja granica, której nie chcę przekroczyć. Jak widzę, że pozwoliłam sobie za dużo, to później zaciskam pasa, zęby i walczę, a waga idzie w dół. Więc stwierdzam, że mój ślimaczek jest we właściwym miejscu na pasku bo średnio wychodzi, że ważę około 58kg. Jeżeli coś jeszcze uda mi się zrzucić, to będę się cieszyć, ale nie mam na to parcia. Będzie moim dużym sukcesem, jeżeli uda mi się utrzymać tę wagę. Co tam, już mam połowę sukcesu. Zaczęłam walkę z nadwagą 1 września 2015roku, zgubiłam 7kg, od 10 miesięcy patrzę co i ile jem, w miarę regularnie ćwiczę, przynajmniej 3xw tygodniu lub więcej. A to nie jest takie proste jak się jest kobietą pracującą na pełny etat, z 2 synów, mężem za granicą w pracy, domem do ogarnięcia, ogrodem, aha i psem. Ale da się, wszystko się da, jeśli się tylko chce. I powtarzajcie sobie to codziennie, tak jak ja, .
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Papatka-78
12 lipca 2016, 07:20brawo pięknie napisane i pięknie się trzymasz :) i tak ma być. Często bez sensu szukamy sobie wymówek zamiast po prostu zająć się sobą :)