Na początku chce napisać, że mam 156cm wzrostu (taki kurdupel ze mnie), każdy dodatkowy kilogram urasta wtedy do wagi pięciu. Nie pomaga mi w tym moja pasja do pieczenia. Moje najczęściej odwiedzane strony to MojeWypieki i Vitalia - to dużo mówi o mnie.Ale od początku...
W liceum ważyłam 50kg, po drugiej ciąży w wieku 25lat - 55kg, nie patrzyłam co jem i ile, bilans jakoś się wyrównywał, do czasu. Dzieci podrosły (czyt. nie trzeba było tyle za nimi gonić), w pracy też lepsza organizacja - mniej biegania, a gotowanie i pieczenie (zjadanie) to samo. W 30-te urodziny (2008r) ważyłam 70kg. Punktem przełomowym było zapytanie kuzynki, której dawno nie widziałam, na kiedy mam termin porodu (oczywiście w ciąży nie byłam)? Powiedziałam: Dość! Co z tego, że jestem fajna w środku, skoro nie widać tego na zewnątrz. Wybór padł na dietę Montignaca. Dlaczego? Nie pamiętam. Wiem, że dieta nie utrudniała mi jakoś specjalnie życia, bo po prostu z normalnego codziennego jadłospisu dla rodziny wybierałam to co mogę, nie gotując osobno dla siebie. Spadek wagi był bardzo powolny, 1kg/miesiąc. Ale ja jestem uparta i po 10 miesiącach było -10kg z założonych 15. Wtedy wszystkim ochom i achom nie było końca. Wielu znajomych mówiło, że już dobrze wyglądam i powinnam tak zostać. I tak zostałam. Nie trzymałam się zasad sztywno, ale patrzyłam co jem i ile. Do zeszłego roku. Najpierw choroba męża, potem utrata pracy, kłopoty finansowe... i 5kg na plusie. A wierzcie mi, jak człowiek nie ma pieniędzy, to kieruje się innymi kryteriami przy gotowaniu niż "ile to ma kalorii?" Dość marudzenia. Pojawiła się nowa praca na horyzoncie, a ja nie mam co ubrać na rozmowę kwalifikacyjną (wszystko ciasne). Z pomocą przyszła siostra. Pracę dostałam, jestem z niej zadowolona, ale te godziny mnie dobijają od 9-tej do 18-tej. Łatwo się domyślić, że obiady zjadałam o 19-tej. W okolicach lipca waga dochodziła do 66kg. Powiedziałam sobie, że muszę coś z tym zrobić, bo nikt za mnie tego nie zrobi. Więc działam. Próbowałam najpierw liczyć kalorie, ale nie umiem w tym wytrwać, męczyło mnie to, efektem było -1kg przez 6tygodni- niewiele. Od 1 września jestem na diecie South Beach. Wybrałam dlatego, że nie trzeba liczyć kalorii tylko oparta jest na IG produktów, podobnie jak dieta Montignaca, więc ta tabela gdzieś tam z tyłu głowy ciągle jest. I co? I na dzień 28 września było 62kg, czyli 3 na minusie. I niech mi czasem ktoś nie mówi, że ona nie działa albo, że będę miała jojo. Jojo to człowiek ma w głowie, jak się rzuca na jedzenie bez przemyślenia co je i ile. A ja trochę wiem. Jem trochę tłuszczu, trochę węglowodanów i całą furę warzyw. I dobrze się czuje. I myślę, że to najważniejsze. Powodzenia wszystkim walczącym.
beatyska
22 października 2015, 20:53Dzielna z Ciebie babeczka, będę Ci kibicowac i o to samo proszę. na diecie SB jestem zaledwie cztery dni ale już widzę, ze mi to pasuje. Polecił mi tę dietę koleżanka,która w ten sposób pozbyła się 22 kg, pomijając fazę I, do tego. Ja zaczęłam od I i myślę,że wytrwam te dwa czy trzy tygodnie.Powodzenia. ;))