Ostatni tydzień miałam dość stresujący, głównie sprawy związane z uczelnią - nie mogłam sobie poradzić z kilkoma projektami, ale już jest ok. Nie wszystko jeszcze zrobiłam, ale jestem do przodu. Swoją drogą nie mogę się doczekać końca semestru, bo ten daje mi się we znaki.
Jedzeniowo całkiem nieźle, jestem zadowolona. W końcu dopasowałam sobie stałe pory, o których jem. I udaje mi się coraz więcej warzyw dorzucać do posiłków. I póki co nie ciągnie mnie do słodkiego i to jest największy sukces. :) Tak w ogóle to blogi z fit przepisami to skarbnice pomysłów. ;) Parę dni temu zrobiłam kotleciki z kaszy jaglanej i jajek - tak na spróbowanie i wyszły całkiem dobre.
Ćwiczeniowo w porządku, wytrwale wywiązuję się z planu, który sobie ułożyłam. Na razie bez szaleństw, bo nawet trening 20 minutowy potrafi mnie wymęczyć, że ledwo mogę oddychać. Ale powoli przekonuję się do ćwiczeń w domu i wierzę, że będzie coraz lepiej, aż w końcu zrobię te wszystkie kilery Chodakowskiej i inne bajery z palcem w nosie. :P
Waga po dwóch tygodniach w końcu ruszyła w dół i mam nadzieję, że nie jest to chwilowy błąd pomiaru, tylko rzeczywisty spadek. Zanotuję sobie 75,5 kg.
angelisia69
17 maja 2016, 03:24wszystko to kwestia przyzwyczajenia i wdrazenia sie w temat ;-) i z jedzeniem i z cwiczeniami.Ja lubie cwiczyc w domu,bo nie mam nigdy wymowek no i co najwazniejsze-darmowe ;-) killer byl dla mnie kiedys wyzwaniem teraz dziala jak rozgrzewka,mysle ze i u ciebie z czasem kondycja wzrosnie.Powodzonka
ingrid83
16 maja 2016, 18:06ja tez bajerow chodakowskiej nie jestem w stanie zrobic, po 10 minutach czuje ze umieram. Z waga tak jest ze czasami sie buntuje i stoi..milego wieczoru :)