Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
nic nowego..można się było domyślić...


tak jak w tytule. Moja waga stoi w miejscu. Ani drgnie! Tak dużo sobie obiecywałam po tym wyjeździe do poznania a tu kicha... jedyną pozytywną rzeczą jest to, że wstaję rano. Ale wiem, że jak wrocę do siebie- znow będę wstawać o 11, nie będe mogla się wcześniej obudzić po prostu a jak już wstanę to będę cała "połamana"... miałam ćwiczyć, powtarzać grecki, chodzić na kurs i odchudzać się... a co jest? wstaję rano, dziadkowie w weekend mnie napaśli ze szok (oni nie znają słowa "nie" kiedy się już nawet nie może jeść z przejedzenia), grecki stoi w miejscu tak samo jak wysilek fizyczny. Do tego naciągnęłam coś w stopie i prawie nie mogę chodzić. A już o szybkim chodzeniu to mowy nie ma....:( czyli kiszka:( moja waga stoi w miejscu. Tu nie ma wagi, ale widzę po sobie, że jak przed wyjazdem ważylam 61 tak teraz na bank jest to samo. :( smutne:( codziennie bolą mnie biodra i głowa- a jak już tak mam to znak, że moj stan kondycyjny woła o pomstę z nieba. Nie potrafię się zmusić do niczego. Dlaczego?? Skoro tak pragnę mieć to wymarzone ciało...-i jakoś nic z tego... 

 Problem także lezy w tym, że ja lubię jeść... Lubię:) Lubię przejeść się kanapkami, albo zapiekankami z serem i ketchupem..lubię zjeść tonę frytek i zapić pepsi... Lubię spić się piwskiem od czasu do czasu w Kultowej w Poznaniu (chociaż bardzo rzadko mam okazję- raz czy dwa razy do roku) potrawy z diet mi nie smakują. Zawsze jest tam składnik który mi nie pasi... 

 Plusem jest tylko to, że nigdy nie ciągnęło mnie do czekolad, cukierków, batonikow i ciast czy ciastek. Po prostu są to rzeczy dla mnie zaslodkie..zamulają mnie w wywołują odruch wymiotny po paru gryzach. 

To takie moje przemyślenia dzisiejsze, musialam je wyrzucić z głowy.


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.