Czytając wpisy innych dziewczyn widzę, że to nie tylko u mnie jest trudny temat. Bez zbędnych wstępów:
NAJBLIŻSZA RODZINA (RODZICE I RODZEŃSTWO):
Spodziewałam się najgorszego. Kompletnego braku zrozumienia, podgadywania o stracie pieniędzy i czasu, tekstach, że przecież wystarczy mniej żreć i więcej się ruszać, nie trzeba od razu wydawać pieniędzy na trenera, karnet na siłownię, suplementy i dziwne produkty żywieniowe. A rzeczywistość na szczęście okazała się zupełnie inna i ani razu nie usłyszałam podobnego do wyżej wymienionych idiotyzmów do mamy, taty ani brata. Wręcz przeciwnie - mama od początku mówiła, że widzi, jaka to mozolna robota, żeby schudnąć z głową i nie sztuką jest zrobić to na odwal, bo to przecież igranie ze zdrowiem, a zdrowie jest warte każdych pieniędzy. Tata czasami zapytał, czy ja coś w ogóle jem, a brat podgadywał, że sympatyczniej się prezentowałam z bardziej pucatą buzią, ale żadne z nich nie miało prawa narzekać - wraz ze spadkiem kilogramów poprawił mi się nastrój i po prostu byłam spokojniejsza, bardziej opanowana i weselsza, więc przyjemniej było ze mną przebywać.
Co ze świętami? W święta jadałam normalnie, przecież wyciąganie pudełka z ryżem na Wigilii czy śniadaniu wielkanocnym byłoby kompletnie nieracjonalne i tylko popsułoby rodzinną atmosferę. Byłam więc w stanie bohatersko poświęcić to parę deko zatrzymanej na kilka wody na rzecz spędzenia czasu i kultywowania pięknej tradycji z najbliższymi. Jednak poza tego typu okazjami, kiedy po prostu wpadałam do rodziców na popołudnie, przyjeżdżałam ze swoim jedzeniem i też dla nikogo nie stanowiło to problemu ani powodu do głupich komentarzy, nikt też nie proponował mi kawałeczka ciasta, to samo zdrowie ani może chociaż kotlecika. Co więcej, sama często gotowałam w domu albo przywoziłam słodycze ze sklepów, których w mojej rodzinnej okolicy nie ma, i wcale nie karmiłam ich paszą ze stewii i mąki kokosowej. Czasem zmniejszałam ilość cukru czy tłuszczu tam, gdzie to było możliwe i nikt nawet nie widział różnicy.
Będąc w domu na dłużej niż pół dnia, nie odpuszczałam też treningów. Chodziłam na spacery, przywiozłam kilka hantli, odwalałam zawsze całą formę z ubieraniem się w strój sportowy, włączaniem muzyki i ćwiczeniem z tym, co miałam pod ręką. To akurat spotykało się z jeszcze większą aprobatą niż zdrowe odżywianie, bo cała moja rodzina jest szczupła i lubi sport, więc cieszyli się, że i ja w końcu załapałam bakcyla.
Zdarzały się sytuacje wydające się być podbramkowymi, jedną z nich była stypa po pogrzebie babci. Nie zdziwiło rodziców to, że po prostu na nią nie poszłam. Od razu po mszy pojechałam do siebie, bo pojawianie się tam i robienie halo wokół heloł, nie jem nic bo jestem na diecie wywołałoby niepotrzebne zamieszanie, a babci i tak - nie oszukujmy się - było już wszystko jedno czy wtrynię tego dewolajka z cateringu, czy to kompletnie oleję.
STARZY ZNAJOMI/SĄSIEDZI Z RODZINNEJ MIEJSCOWOŚCI
No cóż, i tutaj by się kończyły pozytywy. Zewsząd słyszałam wszystko, tylko nie pozytywne reakcje i pochwały. Najczęściej powtarzające się teksty to: Nie chudnij już, bo znikniesz! Wpadniesz w anemię jak Basia. No jakby moja Dominisia spała na pieniądzach, to też by się wzięła za odchudzanie, u nas to nie ma takich możliwości... Ale to i tak byli ci nieliczni śmiałkowie, którzy odważyli się przyznać do faktu, że w ogóle zauważyli brak moich 36 kg. W większości ludzie rozmawiali ze mną bez zająknięcia się na temat mojego wyglądu, dla bezpieczeństwa nawet nie pytali, co u mnie, po prostu gadali o sobie, zręcznie omijając temat.
NARZECZONY
Totalny ideał faceta, gdyby nie on, pewnie nigdy nie udałoby mi się ogarnąć. Poznaliśmy się, kiedy ważyłam swoje stabilne 95 kg, a że w szczęśliwym związku ludzie tyją, przytyliśmy i my. Ale oboje wiemy, od czego - pizze i ciastki na każdej randce, wyjścia do restauracji, weekendowe winko, największy popcorn karmelowy w kinie, ogólnie jak nie było co robić, to się jadło. W dodatku spędzając ze sobą 2-3 dni w tygodniu odżywialiśmy się jak królowie, robiąc trzydaniowe śniadania. A więc tyliśmy oboje równo, z tym że on od zawsze uprawia sport, więc szło mu tam gdzie powinno, w przeciwieństwie do z natury ektomorficznej mnie.
Nigdy nie dał mi znać, że coś ze mną nie tak, jedynie przyznawał, że męczą go moje wahania nastroju związane z wyglądem i problemy przed każdym wyjściem związane z przymierzaniem dziesiątek stylizacji i podsumowywaniem każdej uwagą, że mnie pogrubia.
Kiedy zaczęłam się odchudzać, wspierał mnie na każdym polu. Pożyczał na karnety, kupił wagę i zegarek ze stoperem, nie namawiał na obżarstwo. To tak w dużym skrócie. Dostałam z jego strony tyle pozytywnej energii, była fundamentem mojego samozaparcia. Dzielnie przetrwał czas mojego ujemnego libido, które dopiero po kilku ciężkich miesiącach wróciło do względnej normy. Mocno pomagała też świadomość, że zaczęliśmy się spotykać, kiedy, delikatnie mówiąc, nie byłam w życiowej formie, więc teraz z każdym straconym gramem mogę podobać mu się tylko bardziej.
Jak teraz wyglądają nasze randki? W kinie cola zero, w domu je to, co przygotowuję dla siebie, sam też odżywia się zdrowiej i zupełnie przypadkiem sam zrzucił przez to kilkanaście kilogramów. Co robimy zamiast obżerania się przed filmami z zalukaj.tv? Cóż, rozmawiamy, rzecz jasna!
PRZYJACIÓŁKA I ZNAJOMI Z PRACY/STUDIÓW
Ta sama historia, co wyżej. Pochwały, wsparcie, brak namów na żarełko/alkohol, brak głupich uwag odnośnie anabolicznych pudełek z kurczakiem i brokułem. Najbardziej obcesowe, ale w żaden sposób nie nacechowane negatywnie, były pytania w stylu: Pokaż brzuch, czy już widać że ćwiczysz? albo Ja mam jo-jo, Krycha ma jo-jo, pilnuj się, żeby nie być następną!, ewentualnie A ty dalej z tą swoją cielęciną? Ale, tak jak mówię, nie było w tym nic złego, po prostu zwykła ludzka ciekawość i bezpośredniość, którą, skądinąd, bardzo sobie cenię. Przyjaciółka często pytała, co mogę jeść i przynosiła to na spotkania, jako wieloletnia wegetarianka nauczyła mnie kilku nowych jedzeniowych patentów, przeprowadziła ze mną godziny motywacyjnych rozmów. Wniosek z tego taki, że idealnie dobrałam sobie znajomych! Dlatego też nie odmawiałam sobie wychodzenia z nimi na przysłowiowe piwo i jakoś nikogo specjalnie nie interesowało, że zamiast żuberka pociągam wodę z aminokwasami.
DALSZA RODZINA
No i tutaj zaczyna się prawdziwy hardkor i chyba najgorsza rzecz, jaką usłyszałam w trakcie całej diety: Jakbym ja był twoim ojcem, to bym ci wpierd*** za to wydziwianie. Autor tej złotej myśli? Cóż, mój chrzestny. Chrzestna nie była wcale lepsza. Ale dlaczego nie zjesz moich buraczków? Toż to samo zdrowie, tylko trochę masełka! To lepiej ten pomidor bez wartości? Moja Ania też się odchudza, ale normalnie, robi sobie zdrowe batoniki i w ogóle... I do tego telefony do moich rodziców, żeby sprowadzili mnie do pionu i przestali pozwalać na te herezje. Podałabym więcej przykładów, ale nie chcę psuć sobie humoru po porannym ważeniu (67,7 kg! I dwutygodniowy ban na wagę od trenera, żebym nie zdurniała. W sumie racja, rozbrat ze szklaną to chyba kolejny milowy krok w przyzwyczajaniu się do życia w szczupłości)...
W porównaniu do Waszych przeżyć to i tak moje relacje z otoczeniem w trakcie odchudzania brzmią sielsko anielsko. Klucz do tego swoistego sukcesu? Chyba to, że sama nie robiłam wokół tego atmosfery wielkiego przedsięwzięcia, afery, nie było to jedyne, o czym można było ze mną porozmawiać i nie determinowało całego mojego życia. Więc wszyscy, którzy nie byli do mnie negatywnie nastawieni od zawsze, nawet tego specjalnie nie odczuli. Polecam zluzowanie majtów wszystkim, i odchudzającym się, i ich bliskim!
MirandaMarianna
23 lipca 2017, 13:41Chrzestny w dechę! Ja nigdy nie byłam otyła ale na moje odmówienie chleba do kurczaka na kolacje mój chrzestny powiedział: chleba naszego powszedniego daj nam Panie - w sensie od 2000 lat jemy chleb nim stop a ja wydziwiam ;))
iw-nowa
7 czerwca 2017, 22:33Fajna rodzina, świetny facet u boku i przyjaciele też się sprawdzili. Rodzina to zawsze najgorsze zuo :)), sama mam takie doświadczenia, więc jakoś mnie to nie dziwi. U mnie kiedy byłam młodsza i jeszcze mieszkałam z rodzicami w zasadzie wszyscy się mnie czepiali i wchodzili w drogę, a poza tym nikogo chyba te moje batalie o siebie nie obchodziły. Teraz w ogóle ich w to nie włączam, chociaż jak ostatnio schudłam, córka była ze mnie bardzo dumna. Mama chyba też, ale my z nią mamy w ogóle taki stosunek ambiwalentny, więc nawet jak mi dobrze życzy, to jakoś tak to nazwie, że i tak mi przyp...... No więc zajmuję się sobą dla siebie. A facet też mnie wspiera, delikatnie dając znaki, że gdybym tak chciała pójść na siłownię, to on właśnie idzie :), Tyle że u mnie na siłownię jeszcze za wcześnie.
pani_slowik
7 czerwca 2017, 18:35tak naprawdę to widzę, że wszyscy świetnie zareagowali na Twoją próbę zmiany nawyków żywieniowych prócz pewnych wyjątków, ale te najważniejsze osoby, których zdanie powinno być dla Ciebie najistotniejsze okazali Ci ogromną dozę wsparcia :D ale szczerze? nie wiem jak ta dalsza rodzina, a szczególnie Twój chrzestny mógł tak powiedzieć.. sorry, ale to zachowanie było na poziomie jakiegoś niewychowanego gbura, aniżeli rodziny.. myślę, że tym bardziej dalsza rodzina nie powinna takich rzeczy mówić, po prostu nie wypada, a okraszenie tego w taki język to już w ogóle żenada - tym bardziej, że nie robisz nic złego. naszła mnie taka refleksja na temat tego, że chętnie bym zobaczyła co Ty właściwie jesz, bo aktualnie gdy czytam o odmowach buraczków z masełkiem (które wg mnie są zdrowe, tak jak cioteczka uważa :D) to zastanawiam się w sumie dlaczego? czy to trener i jego wskazówki mają na Ciebie tak ogromny wpływ? robisz jakieś swoje fit słodycze czy coś majstrujesz w kuchni, czy przysłowiowy ryż, kurczak i brokuły? :D a i w dodatku dzięki Tobie chyba kilka profili motywacyjnych straci swoje lajki, albo raczej przewertuję dokładnie to, co obecnie lubię - bo dużo profili serwuje nam jakiś bełkot i sylwetki totalnie dla mnie śmiesznych obrazków/ sylwetek, aniżeli dostarczać prawdziwej motywacji i konkretnych info. ogółem ten Twój trener to chyba spoko gość ;) a powiedz mi, to masz trenera personalnego, ze łożysz na to kasę, czy po prostu wykupiłaś u niego dietę, czy to jest zwykły trener z siłowni doradzający każdemu, a zapłaciłaś jedynie za analizę składu ciała? :> bo sama zastanawiam się nad zasięgnięciem porad trenera, gdyż ćwiczenia siłowe i łączenie treningów to totalnie nie moje tematy i pewnie obecnie mnóstwo błędów popełniam :P
TygrysekTygryskowy
7 czerwca 2017, 12:22hejka, masz dobrych bliskich wokol Ciebie, i slusznie dalecy znajomi i daleka rodzina jest .... daleko......