Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
czujność łatwo stracić... ale...


Cześć Kochani

Coś mało czasu ostatnio mam na pisanie. Nawet spalałam mizernie przez poprzednie 2 tygodnie.

Bo jak tu spalać skoro najpierw tydzień delegacji. A w moim przypadku wyjazdy ćwiczeniom coś nie służą. Po za tym z racji mrozów milej było w knajpce grzane winko wypić albo chlebka ze smalczykiem i ogórkiem kiszonym zjeść... tym bardziej, że towarzystwo całkiem miłe było .

W kolejny tydzień jakieś przeziębienie mnie dopadło, więc odpuściłam sobie wyjścia na rowerek, żeby się mocniej nie doprawić. Zresztą nawet jakbym zdrowa była, to i tak bym nie poszła, bo mi się dziecię pochorowało i przez 5 dni grzała jak piecyk jakiś - codziennie po 39 stopni.

To tyle tytułem usprawiedliwienia. Tak czy siak, kiedy we wtorek poszłam w końcu poćwiczyć, pierwsze kroki skierowałam na wagę, chcąc sprawdzić jak ten smalczyk na świeżutkim chlebku wpłynął na mój stan posiadania zbędnych kilogramów...

I wiecie co? To cud chyba jakiś... Waga pokazała 62,10 kg!!! czyli mniej o 1,2 kg! no SZOK, SZOK, SZOK - nie ćwiczyłam, nie dietkowałam, ba nawet całkiem sporo słodyczy zjadłam... i nie tylko nie przytyłam, ale jeszcze schudłam! No REWELACJA!

Ale wiecie Kochani? To niebezpieczne jednak... Można sobie pomyśleć, że jest dobrze i dalej sobie folgować...no bo skoro podjadanie i brak ćwiczeń uchodzi bezkarnie...
Na szczęście w tym tygodniu wróciłam do regularnych ćwiczeń, tzn. mojego ulubionego spinningu.
A ruch i wysiłek w niego włożony, wylany pot, zmęczenie powodują, że zaczyna się myśleć, co się do tej gęby nienasyconej wkłada i okazuje się, że wcale nie jest się takim głodnym...

Kończę - nos mi na klawiaturę spada...
Dobranoc


-------------------------------------------------
spalanie:
16.02.2012 spinning- 613 kcal
19.02.2012 spinning- 511 kcal
razem: 9789 kcal / 150 000 kcal
-------------------------------------------------

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.