W stosunku do ostatniego wpisu wzrost wagi o cały kilogram. To jednak pikuś, bo wczoraj skoro świt było 94 kg. Czyste szaleństwo. Na szczęście pyszności świąteczne się przetrawiły i waga spadła. Liczę, że jutro będzie lepiej.
Koniec tego szaleństwa. Czas się wziąć solidnie za robotę i w końcu połamać te 90 kg.
Dziś jestem półprzytomny. Rano/w nocy odwoziłem syna na wycieczkę. Także średnio kontaktuję i dziś w pracy trzeba będzie jakoś przewegetować, potem pół godzinki drzemki (może się uda) i prowadzenie dwóch treningów. Potem jeszcze jedno spotkanie i myk myk tak koło 22 -23 będę mógł przytulić poduszkę :)
Na szczęście pogoda jest piękna i poprawia humor. W sobotę organizuję warsztaty samoobrony i właśnie się okazało, że będą bardzo kameralne bo parę osób odpadło.
Nic to. Jakoś sobie poradzimy.
karmelikowa
4 kwietnia 2018, 13:39Nie jest źle,skorzystasz z wc i kg nie ma;)
Sheng2
4 kwietnia 2018, 13:52oby :)
ZdrowieJestGit
4 kwietnia 2018, 10:43Good luck :)
Sheng2
4 kwietnia 2018, 11:00dzięki :)