Po pierwszym ćwiczeniu masakra. Na drugi dzień poszedłem biegać. W planie było 10 km ale na mojej trasie zorganizowano jakieś zawody rowerowe więc musiałem zmodyfikować trasę i wyszła krótsza - jakieś 8 km. Dobrze bo w połowie zaczęły mnie boleć barki - szczególnie prawy. Potem już było gorzej cały czas mnie rwały a prawy to już przesadzał. Myślałem że jakimś cudem wybiłem sobie ten bark. Przeczył temu tylko fakt że jak poruszałem tą ręką przy pomocy drugiej to ból się nie zmieniał. Trzy dni bolało uniemożliwiając ćwiczenie.
Wczoraj zrobiłem drugi trening. Był słabszy i nie dał mi takiego wycisku ale się trochę poruszałem więc jest ok ale jak następnym razem będę go robił to muszę go zmodyfikować żeby był cięższy.
Dziś rano kolejny trening. Ten już był super. Czytałem w jednej książce o CrossFicie o ognistym oddechu. Taki miałem dziś rano - każdy oddech palił jakbym zionął ogniem. Myślę że niezły dałem sobie wycisk. Jeszcze nie wiem jak niezły bo mięśnie jeszcze nie zareagowały myślę że poczuję go dziś wieczorem albo jutro.
Żywieniowo dość średnio. Trafiło się nieco słodyczy ale wracam do normalnego rytmu pracy i świąt też żadnych na razie się nie spodziewam więc sytuacja powinna się poprawić. Myślę że do tygodnia powinienem wrócić do wagi powiedzmy nieświątecznej.