Dziewczyny...dziękuję Wam za miłe słowa otuchy pod moim ostatnim postem... Weekend minął różnie... część przepłakałam jak dziecko... część się nawściekałam jak psychiczna desperatka... a w niedzielę odpuściłam...zrobiłam makijaż.. zabrałam dzieci do kina... przefarbowałam włosy tak jak mi się od lat marzyło ale nie miałam odwagi - na czerwono bordowy kolor... Dziś poniedziałek...Boże jak ciężko po tygodniu leżenia (z powodu choroby, świąt, weekendu) było wstać rano... Ale przynajmniej czas szybciej zleciał... W szkole (pracuję jako nauczycielka) czas wręcz zapierdziela...a gdy byłam z drugiej strony to wydawało się że każda lekcja trwa w nieskończoność... Potem zakupy, obiad, lekcje....dalej lekcje...wrrr... Jest 20:59 a dzieci w lekcjach... Nie uwierzycie ale jako nauczycielka matematyki przeważnie zadawałam codziennie...nie wiem czy mało czy dużo - dla mnie pare chwil roboty...ale gdy moje własne latorośle zaczęły przesiadywać w zeszytach godziny...Boże jak mi się żal zrobiło moich własnych uczniów :) Teraz się cieszą bo Pani zadaje sporadycznie..
Teraz nadszedł wieczór... trzeba się zakopać w pracy a zaraz potem od razu spać... Oby tylko zasnąć...