Szału nie ma, bo w ciągu tygodnia spadło mi tylko 0,6 kg.
Z 69 na 68,4.
Pewnie coś robię źle, może jem za duże porcje, a może za mało piję?
Z ćwiczeniami w tym tygodniu też była kicha, bo w piątek nie ćwiczyłam wcale, ten ból łydek dalej mi na to nie pozwalał.
Za to dzisiaj zaliczyłam spacer z małżem, trzeba te łydki rozruszać.
Z jednej strony ważne, że waga jednak spada, a nie rośnie, jak dotychczas.
Ale z drugiej strony, po cichu liczyłam na trochę więcej.
Dzisiaj znowu z determinacją odmówiłam kawałka serniczka.
Ale nawet specjalnie mnie nie kusił.
Nie poddaję się, jadę dalej z tym koksem!
otoja1981
23 lutego 2014, 12:00Oj tam, oj tam SPADEK jest i z tego sie trzeba cieszyc, a za sernika BRAWO :)
aasti
22 lutego 2014, 23:31To optymalny spadek wagi jak na tydzień :) zazwyczaj jeśli mieści się w przedziale 0,5-1,0 kg / tydzień, to jest to najlepsza droga do sukcesu :) Wtedy po zakończeniu odchudzania nie będzie efektu jo-jo (trwałe zrzucenie nadmiaru nas :) ) Powodzenia w dalszej walce!