Dawno mnie tu nie było. Wszystko spowodowane jest chyba depresją. Piszę chyba, bo żaden profesjonalista jeszcze jej u mnie nie zdiagnozował, ale wiem i widzę co się dzieje. Na 20 maja jestem umówiona z psychologiem, zobaczymy co z tego wyniknie. Sama chcę tam iść bo już nie daję rady. Nic mnie nie cieszy, wszystko złości, płaczę ciągle i z byle powodu i jem dwa razy tyle co zwykle. Smutki i stresy zawsze zabijałam jedzeniem. Nie wiem dokładnie czym to wszystko jest spowodowane, wydaje mi się, że największy wpływ na moje samopoczucie ma rodzina, bo kto bardziej zniszczy człowieka niż własna rodzina? To straszne kiedy z pewnej siebie, pełnej życia i uśmiechu kobiety z dnia na dzień robi się wrak człowieka. Na dodatek strasznie bolą mnie plecy z lewej strony, pod lewą łopatką i też chodzę po lekarzach, którzy szukają przyczyny, prawdopodobnie jest to skutek mojego upadku ze schodów jakiś czas temu gruchotnęłam właśnie na tą część pleców i teraz prawdopodobnie to wychodzi na zewnątrz w postaci ciągłego bólu.
Nie ma mnie na vitalii, wchodzę często, poczytam co u was ale nie piszę, bo i po co? Nie czuję bym miała cokolwiek do powiedzenia. Jest mi ostatnio bardzo ciężko, nie umiem znaleźć sobie miejsca, najchętniej bym spała cały dzień i nie wychodziła z łóżka. Zmuszam się by iść do pracy, tu robię wszystko automatycznie, czasem są dni, że nie chce mi się nic robić, w zasadzie coraz częściej mam takie dni. Spytacie co takiego się nagle stało? Bo zazwyczaj przyczyną depresji jest jakieś nagłe wydarzenie, śmierć kogoś bliskiego, utrata pracy, zdrada, rozwód… nie, nic z tych rzeczy. Wciąż mam wspaniałego męża, który już nie wie jak mi pomóc, widzę jak go męczę, jak bardzo się o mnie martwi i jak czuję się bezsilny, jak chciałby mi pomóc a nie wie jak, a ja zamykam się przed nim z dnia na dzień a wcale tego nie chcę. Coś umiera we mnie a ja nie umiem tego zmienić, tak jakbym obserwowała swoje życie z boku i wiem, że nie powinnam tak robić, że źle robię, ale nie umiem zareagować by przestać. Pracę też mam, stabilną, dobrą. Mam piękny ogród, w zasadzie wszystko mam, a dzieje się jak się dzieje. Wydaje mi się, że to problemy nawarstwione przez wiele lat, bo ja zawsze starałam się być silna, zawsze maska na twarz, że jest wszystko ok. i wszystko co złe przeżywałam wewnątrz siebie. I chyba już nie mam siły. Poddaję się, są takie dni, że żyć mi się nie chce i nie potrafię sobie przetłumaczyć, że inni mają gorzej, że nie jest aż tak źle, że powinnam się cieszyć tym co mam. Nie potrafię a uwierzcie mi, że chciałabym. Bardzo bym chciała żeby wróciła dawna ja. Mój wpis jest bardzo chaotyczny wiem. Idę do tego psychologa z nadzieją, że mi pomoże, że się uda zwalczyć to cholerstwo. Trzymajcie za mnie kciuki, trzymajcie kciuki za to bym wróciła do życia.
Grubaska.Aneta
5 maja 2015, 16:56Wierze ze wizyta u psychologa coś pomoże :/
SeasonsOfLove
6 maja 2015, 07:46Ja również w to wierzę chociaż różne opinie słyszałam o psychologach...
PuszystaMamuska
5 maja 2015, 10:00Mam nadzieje ze trafisz na dobrego spcejalistę którzy pomoże uporac się samej ze sobą. Trzymaj się ciepło.
SeasonsOfLove
6 maja 2015, 07:45Również mam taką nadzieję, dziękuję za wsparcie.