Dzień dobry wszystkim
Dziękuję Wam za tak ogromne wsparcie i rady, temat basenu wciąż jest aktualny, będę tylko musiała skądś zdobyć pieniądze na karnety i czas na zajęcia, ale to nie jest przeszkoda nie do pokonania. Pisałam o siostrze męża, że jest instruktorką i ratownikiem i nie chodziło mi o to, żeby nauczyła go pływać tylko, że ona kocha wodę, kocha pływać a mój mąż panicznie boi się wody
Dziwicie się, że mąż od początku roku schudł 8 kg, też się dziwię, nie stoję nad nim jak się waży ale ufam mu. Ważąc 127 kg na początku szybko mu spadły kg ale teraz idzie tak jak ja, około 1kg tygodniowo. Także nie jest źle, diety się trzymamy, choć przyznam, że najtrudniej jest w weekend, jeszcze sobota to mnóstwo pracy w domu i wokół ale w niedziele to właściwie cały czas coś by się jadło i wczoraj nie wytrzymaliśmy bo tak nam się chciało coś dobrego i zrobiłam frytki z piekarnika domowej roboty z pieczonym mięsem z kurczaka i surówką, starałam się jak najmniej kalorycznie, ale zachciewajcki mamy oboje jakbyśmy w ciąży byli Dziś już będzie max dietowo, w pracy częstują mnie czekoladą, biorę, dziękuję i chowam, mój sposób działa nikt się nie przyczepia, głupich pytań nie zadaje, jest dobrze. A najlepsze jest to, że wraca powoli do mnie moja energia, w sobotę wysprzątałam na glanc cały dom, jakbym w transie była i to bez bólu kręgosłupa, który zawsze doskwierał mi przy takim sprzątaniu. A zrobiłam bardzo dużo, w zasadzie cała sobota zleciała mi na sprzątaniu. Przyznam, że oboje jesteśmy bałaganiarzami i ciężko nam utrzymać porządek, po każdym takim sprzątaniu obiecuję sobie, że będę utrzymywała porządek i będę sprzątała według harmonogramu sprzątania codziennie kilka rzeczy, ale jakoś nigdy nie udało mi się tego wprowadzić w życie i czas to zmienić. Nie poprasowałam w sobotę a miałam to zrobić, no ale cóż nie udało się, doba nie jest z gumy, chcę zrobić to dziś ale nie wiem czy znów wyrobię się czasowo, na pewno mam problemy z organizacją czasu, już mnóstwo razy próbowałam z tym walczyć ale często mój leń, moje drugie ja bierze górę nade mną. Jak jestem w pracy z rana, tak jak teraz to bym góry przenosiła, najgorzej jak wracam do domu i mi się nie chce żadnych gór już dźwigać
Dziś na śniadanie zjadłam jajecznicę z dwóch jaj z 1 kromką chleba, na drugie mam naszykowaną marchewkę, mandarynkę i 1/3 jabłka (musiałam się z mężem ostatnim jabłkiem podzielić ), na później mam sałatkę z pekinki, papryki, ogórka konserwowego i kurczaka grillowanego, a na obiad prawdopodobnie pomidorowa z ryżem albo z makaronem. O kolacji jeszcze nie myślę, bo dziś jedziemy na zakupy, lodówka świeci pustkami, trzeba pouzupełniać zapasy bo już nawet nie mam z czego improwizować, dziś jemy już totalne resztki o czym świadczy nawet to nieszczęsne jabłko
Póki co uciekam popracować troszkę, a Wam życzę przemiłego poniedziałku