Tia... miało być pięknie a wyszło jak zwykle :/ Nie powiem, nawet mi dobrze szło, czułam się świetnie, codziennie odwiedzałam rano wc niemal z zegarkiem w ręku a brzuszek jakby mniej wzdęty się wydawał ;) Ćwiczyłam też dzielnie i co około drugi dzień było coraz lżej. No i po tygodniu wszystko się poszło..... ehhh córka dostała wirusowej infekcji gardła i przez tydzień siedziała ze mną w domu. Ani wyjść ani poćwiczyć :/ w dodatku jak to dobra matka polka codziennie gotowałam dwudaniowe obiadki plus deser :D Tydzień minął a ja się ucieszyłam, że wreszcie wszystko nadrobię, bo zaczynają się ferie zimowe i dzieci pojadą do dziadków. Niestety moje szczęscie nie trwało długo, bo musiałam się najwyraźniej od córki zarazić tym wirusem... stan podgorączkowy, ból i chrypa w gardle a potem jeszcze lejący katar :/ Oczywiście popłynęłam z niezdrowymi przekąskami i jak zazwyczaj jadam je rzadko, tak przez ostatnie dni jadłam codziennie ciastka, pączki i chipsy ;( oczywiście wagę mam w tej chwili o 600g większą, więc dopadła mnie załamka trochę...
W dodatku byłam dzis na zakupach i spodnie ledwo na siebie wciskałam w przymierzalni. I jeszcze te lustra wszędzie z 3 stron... masakra, widać każdy zwał tłuszczu i celulit z tyłu i boku ud ;(
Myślę, że od poniedziałku wrócę do swoich postanowień i mam nadzieje, że już żadnych chorobowych niespodzianek nie będzie. Ten tydzień jeszcze przeżyję tak jak jest tzn. z wykluczeniem słodkości (poza nieśmiertelną niedzielą u mamy) a od przyszłego lekka zmiana frontu ;) Plus chociaż taki, że w tym tygodniu poeksperymentowałam sobie z różnymi potrawami, na które miałam smaka. Wczoraj robiłam twarogową pastę z makreli na kanapki (do tego były czarne i zielone oliwki i ogórek kiszony). Dziś robiłam rosyjską ogórkową czyli rassolnik a na jutro przegryza się gulasz segedyński (taki w zasadzie bigos z papryką hehe). W planach mam jeszcze do konca tygodnia zupę z soczewicy, kurczaka z kuskusem po marokańsku (z suszonymi morelami) i pasztet z wątróbki.
Może jutro troszkę sobie poćwiczę tak w ramach rozgrzewki żeby do poniedziałku mięśnie rozruszać ;) Z jednej strony chciałabym żeby wreszcie mi sie udało a z drugiej nie czuję tego jakiegoś ''kopa'' i motywacji... zazwyczaj entuzjastyczniej i z werwą zaczynam hmm moze to dobry znak... kto wie ;) Swoją drogą kiedyś luty był dla mnie szczęśliwy, bo zaczęłam wtedy odchudzanie i zeszło 15kg :))) Moze i tym razem dam rade!
zurawinkaaa
6 lutego 2019, 21:52Zrobiłaś mi ochotę na taką pastę z makreli. Muszę zrobić na piątek. Mam nadzieję że ci się uda schudnąć. Może nie przekladaj pierwszego dnia. Zacznij już jutro ;)
Sawka00
7 lutego 2019, 18:12''Od jutra'' to ja już jestem na diecie od kilku lat hehe nie słodzę kawy i herbaty, nie jem gotowych dań, nie używam weget itp, nie pijam słodkich napojów gazowanych i niegazowanych itd itp Wolę ustalić sobie konkretny dzień np poniedziałek i móc wtedy zrobić zakupy, zaplanować wszystko. U mnie kuleje jedzenie warzyw i picie wody. Jak zawezme się w ćwiczeniach to też je robię... póki coś sie nie stanie czyt. choroba ;) Co ma być to będzie. Jeśli jest mi pisane schudnąć to schudnę...