Właśnie wróciłam do domu i za mną 3km :) Może to dziwne, ale idę do Biedronki w jedną stronę 1,5km tylko po to żeby zrobić zakupy za ok 30zł zazwyczaj :D Jakby nie było to to co najważniejsze, czyli cel podróży - jest, bo należę do osób,które nie lubią chodzić dla samego chodzenia, wiecie tak w kółko bez celu albo po lesie czy parku... no nie trawię tego. Jeszcze jak bym szła z kimś i rozmawiała to pół biedy, ale tak sama to nie ma mowy. Dlatego też zawsze ustalam sobie jakiś cel wyprawy i w tym przypadku jest to Biedronka ;) Pamiętam jak dzieci były małe, jeszcze w wózku niemowlaczki i musiałam chodzić z nimi na spacery... ależ to była dla mnie udręka :D Więc żeby jakoś to "przeżyć" to ustalałam sobie cel A np. pójście do warzywniaka, potem cel B do piekarni, dalej C itd., bo inaczej to bym nie była w stanie z tym wózkiem spacerować :D
W ogóle to tym razem wyjątkowo mi ten marsz szybko upłynął i to w obie strony. Nie mówię tu o czasie faktycznym, bo wyszło podobnie co poprzednio (wyszłam ok. 8:15 a wróciłam na 9:20, zakupy może z 10min trwały), ale o odczuwalnym. Nie wiem czy to kwestia tego, że ostatnio nie wychodziłam czy może tego, że sporo rozmyślałam i szybciej czas upłynął (w sumie to zawsze rozmyślam, więc nie wiem...). A jeszcze w drodze do Biedry minęłam p. Dorotę Gardias (chyba) a gdy wracałam do p. Jarosława Kuźniara...to się nazywa mieć wyczucie czasu i miejsca hehe ;)
Co do samych zakupów, to miałam w planach jeszcze wziąć pomarańcze, ale niestety nie było... albo właśnie "stety", bo naładowałam zakupy do podręcznej torebki i do reklamówki i było ciężko. Torebkę miałam przerzuconą przez ramię na skos i całą drogę ten ciężar mi się wbijał w ciało a nie mogłam inaczej, bo jak trzymałam ją na jednym ramieniu to ramiączko torebki mi się co chwilę ześlizgiwało :P W ogóle to dziś założyłam tylko cienką koszulkę bez rękawków i na to od razu kurtkę (zamiast płaszcza jak poprzednio) a wróciłam zgrzana i spocona jak nie wiem co :D Pod czapką też wszystko parowało ;)
Tak czy siak dobrze, że już jestem w domku... zaraz będę sobie szykowała coś na drugie śniadanie. Z pewnością smoothie ze szpinakiem, bananem i mango, bo to mój hit ostatnio - uwielbiam :) I jeszcze do tego jakąś kanapeczkę chyba, bo już mi zaczyna burczeć w brzuchu a pierwsze śniadanie jadam koło 6 rano, więc to już czas i pora... :]
ps. aha.... o dziwo dziś na wadze bez zmian....odpukać zatrzymało się na 64,8kg...jeśli nie wzrośnie to będę bardzo zadowolona :)
aniapa78
10 marca 2017, 10:27U mnie działa słuchanie muzyki. Wtedy czas mi szybciej leci. A jak mam dobrą muzykę to i tempo rośnie.