Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Porażki i powroty


Ano, tym razem niczego nie obiecuję. Już zbyt wiele razy obiecywałam i wszystko spełzało na niczym. I trochę mam już tego dość. I samej siebie. Trzeba coś zrobić z całym tym syfem. Jakoś ogarnąć moje życie, a zadbanie o siebie to chyba najlepsza i najprostsza droga do tego. 
Nie wiem, czy zdołam dzisiaj poćwiczyć, bo mam lekko wywichniętą kostkę i boli mnie ramię od zakładania przeładowanego plecaka na wyjeździe, ale może zmobilizuję się do brzuszków chociaż i może jednak jakieś lekkie ćwiczonka na ramiona. Tak na dobry początek. No i na basen dzisiaj jedziemy, więc ruch będzie.
Detoks to chyba jednak nie dla mnie, jak się okazało. Postanowiłam się nie szarpać, tylko zastosować od razu rozdzielną. No i od jutra mam zamiar pić gorącą wodę z cytryną rano. Dobrze mi to zrobi, bo ostatnio moje odżywianie raczej nie przypominało zdrowego i zbilansowanego, a przygotowałam sobie takie fajniutkie menu na trzy tygodnie, zgodne z zasadami rozdzielnej i ze zmianami w proporcjach dziennych, żeby różnicować stosunek białka do węglowodanów i potraw neutralnych. Wiem, wiem, nie jestem dietetykiem, ale skończyłam kiedyś kurs z dietetyki i fitnessu w USA i coś tam niecoś wiem. 
Tak więc dzisiaj:
9.00 - 3 jajka sadzone na mleku (B)
Będę edytować w miarę upływu dnia. Trzymajcie kciuki, bo może to jednak moje ostatnie (bo udane) podejście. Oby!
Aha. I obiecałam sobie, że nie będę pić piwa. W ogóle. Przynajmniej dopóki nie zobaczę z przodu 8-ki (a jest 94,5 kg). Ale obiecałam sobie także uczciwość we wpisach, więc jak napiszę, że jednak się złamałam, to bardzo proszę złajać mnie stosownie, żeby mi w uszy poszło, bo najwyraźniej potrzebny mi duży kop.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.