I jesteśmy w Krynicy. Wczoraj byłam tak padnięta wieczorem, że nie miałam natchnienia na jakiekolwiek wpisy, a zresztą padliśmy ok 21.00, co jest rzadkością. No ale podróż autobusem jednak jest męcząca, chociaż młody to nawet był wyspany. Przede mną jakiś buc rozłożył fotel na maksa i kompletnie nie miałam miejsca na nogi, a jeszcze się strasznie wiercił, aż krzesłem rzucało.
Na szczęście mogliśmy się zameldować zaraz po przyjeździe, czyli o 6 rano - mogłam się zdrzemnąć trzy godzinki, zawsze to coś.
Ośroek jest poza centrum, ale znacznie stąd bliże niż mieliśmy w Karpaczu, więc wczoraj w obie strony pieszo. Byliśmy w Muzeum Zabawek - fantastyczne zbiory, trochę z XVII-XIX wieku (zwłaszcza lalki i domki lalek, chociaż w skali nieco większej niż te, które ja robię), sporo z naszego dzieciństwa, czyli z PRL-u, włącznie z Elementarzem! Młodego najbardziej zafascynowała makieta kolejki z jeżdżącą lokomotywą. Potem wjechaliśmy kolejką linową na Górę Parkową i młody zjeżdżał na tzw. Kubusiu (sanki w kształcie małego skutera) i wjeżdżał pod górę specjalnym wyciągiem. A potem jeszcze na skuterze śnieżnym (dla dzieci od lat 6). Super frajda.
Żywieniowo dwa ostatnie dni:
piątek wieczorem, g. 21.00 - pieczone udko z kurczaka (i tu ciekawostka: byiśmy w jednym z tych raczej podrzędnych barków w podziemiach Dworca Zachodniego, ale tak smacznego kurczaka, idealnie wypieczonego i soczystego, dawno nigdzie ie jadłam, i tylko 7 zł!), no i skusiłam się na 3 piwa (wiem, wiem, źle, ale poprawię się po powrocie, obiecuję:))))
Wczoraj:
9.30 - śniadanie (w cenie pobytu, więc darowanemu koniowi itp.): 2 kromki cleba z plasterkiem szynki i żółtego sera
14.00 - 2 kromki dukanowskiego chlebka z pastą z łososia (taką z tubki)
15.30 - półtora placka ziemniaczanego (znowu młody bardziej chciał oczami niż żołądkiem, a mnie szkoda wyrzucać było)
17.30 - obiad (w ofercie), zupa jarznowa z makaronem, kotlet schabowy, kapusta zasmażana i trochę ziemniaków
20.30 - jajko na twardo
Czyli nie do końca zgdnie z założeniami mojej diety (do tego to najlepszy byłby pobyt taki, jak w Karpaczu, z dostępem do pełnej kuchni, ba, nie zawsze się tak da), ale w sumie nie tak tragiczne. No i niestety 4 piwa (w tym 2 grzane) - jw. Jednak 4 piwa to nie 8 czy 10, jak zwykłam pijać w czasach przed dietą, więc trzymam pion, prawie. Ale nie będę tutaj sypać sobie głowy po piołem...