Trochę się ogarniam, chociaż do ćwiczeń jeszcze nie wróciłam. Ale ostatnie dni były nieco postawione na głowie i dopiero powoli dochodzę do siebie.
Na szczęście pewne moje wykroczenia nie spowodowały negatywnych skutków na wadze, a nawet nadal mnie ubywa, po troszeczku, ale zawsze. Więc się nie łamię, chociaż kwestie finansowe pozostawiają wiele do życzenia. Zdaje się, że się zakopałam po uszy i nie bardzo widzę wyjście z tego wszystkiego. Nie poddam się jednak i będę walczyć, chociażby i z wiatrakami. Jakoś to będzie. Byle amnestia w Stanach była i M się załapał, to reszta jakoś się poukłada.
Dzisiaj późno wstałam, ale chyba było mi to potrzebne.
13.30 - zupa kalafiorowa z orzo (zamroziłam ją przed wyjazdem i teraz jest jak znalazł)
16.00 - sałatka z młodego szpinaku, kiełków, pomidora, awokado, z dodatkiem płatków migdałów i sosem na bazie wody i odrobiny oliwy
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
molly1975
15 lutego 2013, 18:09Życie jest jak sinusoida - po upadkach zawsze są wzloty. Pamiętaj o tym. :)
sierpien2013
15 lutego 2013, 14:13im później wstaniesz tym będzie krótszy dzień na podjadanie :) zawsze jest jakiś plus :)
naja24
11 lutego 2013, 06:33powodzenia ci życzę, wiem o czym mówisz :) pozdrawiam
Mrs.Seal
10 lutego 2013, 14:16pomału, wszystko się poukłada. sama wiesz, że to zawsze na początku wygląda jakby nie miało wrócić do normy, ale wróci. Wróci :)