Ano, jakoś mi ten wczorajszy dzień zakulał i to mocno, bo wieczorkiem poszliśmy do Klubu Muzycznego Jazgot i wypiłam kilka piw, a jedzenie to w ogóle jakoś mi się pomerdało, bo wieczorem po powrocie zjadłam wędzonego łososia, a nieco później te ciasteczka owsiane z goją, więc też nie bardzo połączenie. I dzisiaj na śniadanie 2 parówki plus kromka ciemnego chleba. Chyba dzisiaj to będzie trochę bałaganu żywieniowego, ale nic to. W poniedziałek wracamy i będę grzeczną dziewczynką. No i nie ćwiczyłam ani wczoraj, ani dzisiaj, niestety. Dobra, koniec spowiedzi.
Wczoraj przejechaliśmy się dwa razy esplanadą, czyli zjeżdżalnią grawitacyjną. Trasa dłuższa niż w Karpaczu i nieco łagodniejsze ma zakręty, więc w sumie bardzo fajnie. Tylko za drugim razem taki z lekka rzęsisty deszcz padał mi prosto w twarz, więc nie zdecydowałam się na trzeci raz. Przy czym po jeździe okazało się, że deszcz nie jest taki okropny, tylko przy tempie jazdy sprawiał takie wrażenie.
A w Jazgocie była impreza charytatywna, zbierali kaskę na operację dla jednego chłopaka i była nawet fajna aukcja - kupiłam biografię Jima Morrisona,bardzo fajne zdjęcie z autografem fotografika (nie pamiętam w tej chwili nazwiska, ale gostek dosyć znany), płytę z muzą aternatywną i młody jakąś gierkę za 5 zeta wyczaił.
W ogóle czułam się tam, jak za młodych lat, bo muza alternatywna, ludkowie pasujący do klimatu, aż się chciało popogować. Nawet młodemu się podobało i szalał.
Dzisiaj jedziemy na wycieczkę do Harachova, a programie m.in. wodospad i hua szkła, więc powinno być ciekawie. Trochę mam krucho z kasą, ale dobrą stroną tego faktu jest to, że muszę się pilnować i nie ma mowy o piwie, a już na pewno nie o niedozwolonych jego ilościach, więc wracamy na drogę cnoty.
No to narka wszystkim.