Nie zrobiłam wczoraj wieczorem wpisu, bo wróciliśmy z basenu po 21 i byłam zbyt padnięta, by pisać cokolwiek, a jeszcze gadałam przez telefon z O. Typowe nocne Polaków rozmowy, aczkolwiek tylko do 22.30, bo po prostu zasypiaam na siedząco już.
Western City jest bardzo fajne i mnóstwo rzeczy można robić, także w zimie, a latem podobno jeszcze więcej. Młody nawet odważył się na spacer na koniu i bardzo mu się podobało. Basen jak zwykle cudny - mnóstwo skakania na fali, trochę rwerków, no i kapięle borowinowe, algowe i jakie kto chce.
Wczorajsze jedzenie (update):
12.30 - kawałek kiełbasy z ogniska (była w cenie kuligu, ale niespecjlna, więc zjadłam tylko kawałek)
14.30 - trochę fyrtek (ech, kiedyż ja przestanę dojadać po młodym) + sałatka z roszponki, kiełków, pomidorków i avocado
17.30 - polędwiczki w sosie kurkowym bez dodatków
22.00 - kika ciatseczek owsianych z goją (takie w formie andrutów...) - powinno być B, ale nie miałam ochoty na żadne białka, a to tylko takie pochrupanie (ok. 100 kal)
plus kilka grzańców, ba no oczywiście.
Ruch: sporo chodzenia, na piechotę do miasteczka i potem stamtąd do centrum, skakanie na basenie, a rano także ćwiczyłam.
Dzisiaj w ramach ćwiczeń musiałam nas spakować, bo o 10.30 przyjeżdża umówiony pan i zawozi nas najpierw do Sztolni w Kowarach, potem do Parku Miniatur, a finalnie do Szklarskiej Poręby.
9.00 - 2 jajka na twardo +jogurt naturalny z otrębami
Pozostaje mi do dyspozycji 3 B i 1 B-W