z punktu widzenia wypitego piwa oczywiście porażka, ale z punktu widzenia żarcia... raczej zwycięstwo, bo przy piwie zwykle mam tendencje do wyżery, i to zwłaszcza tej negatywnej w stylu chipsy, frytki itp. A tu nic. Owszem, żarcie mialo swoje minusy, ale mnie w sumie bardziej chodzi na razie o koncepcję, hehe...
czyli tak:
1) rano losoś wędzony z kiełkami (malutko) i kawałek deserka zebra
2) później trochę wczorajszej sałatki
3) udko z kurczaka i jogurcik z otrębami
4) rybka z grilla w orientalnej knajpie, malo ale z jakąs skórką, mozliwa panierka, chociaż niewiele z tego, co dało się wyczuć
5) piers z kurczaka w sosie ziolowo-jogurtowym na bazie Fixa z niewielkim dodatkiem kiełków (wow! tylko do dwóch posiłków, sukces, heheh)
Innymi slowy, dziwnie jest. Z punktu widzenia restrykcyjnych wymogów diety, porazka, z punktu widzenia mojego, sukces. wody prawie 2 litry wypite, nie licząc herbatek (i piwa, oczywiście), żarełko bazujące na bialku, a na marginesie, jak dzisiaj do południa sprzątałam dwie i pół godziny całą chatę to miałam taki power, że aż się zaczęłam zastanawiać, czy nie łykam aby nieświadomie jakiej amfy... ja nienawidzę sprzatać, nigdy nie lubiłam, a po pobycie w USA mam traumę, a doginałam dzisiaj jak jaka walnięta i to w miejsce ogólnego ogarnięcia odwaliłam koncertowo generalne porządki, mucha nie siada... nie kumam.... cos źle robię? Bop wszystkie laski na etapie II dnia I fazy narzekają na brak energii, a mnie wręcz za duzo jej było, to co to jest????