Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
powrót


To zaczęło się 4 stycznia. Waga pokazała 69 kg. Niby nie było krzyku i rwania włosów, bo wcześniej tez tyle pokazywała. Tyle tylko, że zaczęłam się już źle czuć w swojej własnej skórze. Czułam się jak nadmuchany balon. Moje przewinienie - można je wyliczać - śniadanie : drożdżówka, drugie śniadanie : druga drożdżówka, obiad - późno - koło 18 tej i dość obfity po całym dniu nic niejedzenia. To tego hektolitry kawy, ciasteczka do tego. Mało owoców, warzyw i zero wody do picia. Cóż moja figura nie przypomina figury modelki :) Ale co się dziwić. Tak więc 4 stycznia postanowiłam zakończyć obżeranie się. Wprowadzone zmiany: ustawiłam sobie w komórce trzy alarmy, które informują mnie że mam wstać od kompa i coś zjeść. O 8 śniadanie, o 11 przekąska, o 14 coś większego, potem o 17  (połowa porcji niż dotychczas) i już nic, albo jakiś owoc lub warzywko. W ciągu całego stycznia zjadłam więcej owoców i warzyw - surowych, niż w ciągu ostatniego kwartału. No i waga poszła w dół. na 68,20 kg. Pije też wodę chociaż ciągle muszę się do tego zmuszać, bo nie lubię wody. Co innego z kawą ;-) No i staram sie ćwiczyć. Pod koniec miesiąca waga pokazała 67.10 kg. HURA no i bach. Urodziny - a na nich: lasagne, chipsy, winko, sałatki, tort. Potem w tygodniu też było małe rozluźnienie. Spagetti i piwko. W pracy zajob więc nie zawsze mogłam pójść na przerwę. No i waga 67,60 kg. Ale to nic. Postanowienia na luty : trzymać się pór jedzenia, więcej owoców, więcej ćwiczeń - codziennie  - 3 x po 1 godzinie a w inne dni , takie krótkie 30 minutowe. Zobaczymy jaki będzie efekt po kolejnym miesiącu. Wymiary spadły mi tylko brzuch o 4 cm, ale to raczej z tego że jak jem o regularnych porach to nie czuję się już taka napompowana jak balon. Trochę jakby lepsze pośladki i nogi. Ale póki co szału nie ma.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.