Niestety ostatnie dwa dni ferii przede mną. Strasznie szybko leci czas. Tak naprawdę nic szczególnego nie zrobiłam przez ten tydzień :-( w środę poszliśmy z M. do Fabryki Formy na darmową wejściówkę (wiem, wiem, ciągle chodzę na darmowe wejściówki :D ). Kolega, który wykupił tam karnet nas namówił. Mój M. chodzi regularnie na swoją siłownię, ale był ciekawy jak to jest w sieciówkach. Oczywiście kolega zachwalał i w sumie się nie rozczarowałam. O wiele fajniej niż w Pure Jatomi, przestrzennie, dużo sprzętu, naprawdę mi się podobało. Poćwiczyłam i na koniec pobiegałam 30 minut na bieżni. Zawsze jak biegam na bieżni, to wydaje mi się, że biegnę szybciej niż jak biegam po parku, a ekran pokazuje, że wolniej. Biegłam 8 km/h i przez to zaburzyłam moje ładne zestawienie w Nike + running, gdzie wszystkie biegi są na 5 6 km, a na bieżni wyszło niecałe 4 km. Ale trudno, ważne, że coś robię :-)
Wczoraj M. upiekł pizzę taką a la włoską! Palce lizać, chociaż kalorii mnóstwo. Cienkie chrupiące ciasto, sos pomidorowy, szynka parmeńska, mozzarella, oliwki i odrobina parmezanu na wierzch. Nie zapchałam się ją, tylko tak lekko najadłam. I niestety wczoraj był dzień lenia, zero ćwiczeń.
Za to dzisiaj poszłam biegać i wracam do kondycji z wakacji. Przebiegłam 6,20 km zatrzymując się tylko na światłach na ok. 30 sekund. Miałam jeszcze trochę sił, ale nie chciałam przedłużać biegu. Stwierdziłam, że będę stopniowo zwiększać dystans, żeby się nie zniechęcić. I wciąż udaje mi się biec kilometr w ok. 6 minut :-) 20 sekund lepiej niż w wakacje. Myślałam, że to tylko tak na początku, ale to był mój 4 bieg w tym roku i mam całkiem sporo sił pod koniec biegu przy tej prędkości :-) Wieczorem sprzątnęłam cały dom, więc troszkę kalorii też poszło :-)
Jutro mój dzień mierzenia. Trochę się obawiam, bo nie widzę w ogóle różnicy w brzuchu. Wiem, że do wakacji on się zmniejszy, ale już nie mogę się doczekać tego czasu i chciałabym widzieć chociaż minimalną różnicę. Na jutro też zaplanowałam bieg i mam nadzieję, że pogoda mi tego nie popsuje :-) A wieczorem jedziemy z M. do znajomych za Poznań na posiadówę z noclegiem. Mam nadzieję, że uda mi się trzymać mojego zdrowego żywienia, ale niestety ciężko jest się czasem oprzeć kolejnej lampce wina, czy jakimś smakołykom...
Menu:
Śniadanie (452 kcal)
- owsianka z jogurtem naturalnym i dwiema kostkami gorzkiej czekolady
- kromka chleba żytniego razowego z odrobiną masła, jajkiem gotowanym na twardo i łyżeczką majonezu
- zielona herbata z cytryną
II śniadanie (200 kcal)
- jogurt naturalny z błonnikiem
- jabłko
Obiad (556 kcal)
- kostka z mintaja pieczona w piekarniku
- warzywa na patelnię, również pieczone w piekarniku z łyżką oliwy
- ryż wymieszany z zieloną soczewicą
- herbata miętowa
Podwieczorek (216 kcal)
- białko serwatkowe o smaku czekoladowo-orzechowym z mlekiem i łyżką kakao
- wafel ryżowy wieloziarnisty
- herbata z pokrzywy
Kolacja (211 kcal)
- 2 wafle ryżowe wieloziarniste
- 10 g migdałów
- 10 g pistacji
- plaster twarogu chudego
- pół papryki
- melisa
Razem: 1635 kcal
Miłego wieczorku i trzymajcie kciuki za mierzenie :-)
Wczoraj M. upiekł pizzę taką a la włoską! Palce lizać, chociaż kalorii mnóstwo. Cienkie chrupiące ciasto, sos pomidorowy, szynka parmeńska, mozzarella, oliwki i odrobina parmezanu na wierzch. Nie zapchałam się ją, tylko tak lekko najadłam. I niestety wczoraj był dzień lenia, zero ćwiczeń.
Za to dzisiaj poszłam biegać i wracam do kondycji z wakacji. Przebiegłam 6,20 km zatrzymując się tylko na światłach na ok. 30 sekund. Miałam jeszcze trochę sił, ale nie chciałam przedłużać biegu. Stwierdziłam, że będę stopniowo zwiększać dystans, żeby się nie zniechęcić. I wciąż udaje mi się biec kilometr w ok. 6 minut :-) 20 sekund lepiej niż w wakacje. Myślałam, że to tylko tak na początku, ale to był mój 4 bieg w tym roku i mam całkiem sporo sił pod koniec biegu przy tej prędkości :-) Wieczorem sprzątnęłam cały dom, więc troszkę kalorii też poszło :-)
Jutro mój dzień mierzenia. Trochę się obawiam, bo nie widzę w ogóle różnicy w brzuchu. Wiem, że do wakacji on się zmniejszy, ale już nie mogę się doczekać tego czasu i chciałabym widzieć chociaż minimalną różnicę. Na jutro też zaplanowałam bieg i mam nadzieję, że pogoda mi tego nie popsuje :-) A wieczorem jedziemy z M. do znajomych za Poznań na posiadówę z noclegiem. Mam nadzieję, że uda mi się trzymać mojego zdrowego żywienia, ale niestety ciężko jest się czasem oprzeć kolejnej lampce wina, czy jakimś smakołykom...
Menu:
Śniadanie (452 kcal)
- owsianka z jogurtem naturalnym i dwiema kostkami gorzkiej czekolady
- kromka chleba żytniego razowego z odrobiną masła, jajkiem gotowanym na twardo i łyżeczką majonezu
- zielona herbata z cytryną
II śniadanie (200 kcal)
- jogurt naturalny z błonnikiem
- jabłko
Obiad (556 kcal)
- kostka z mintaja pieczona w piekarniku
- warzywa na patelnię, również pieczone w piekarniku z łyżką oliwy
- ryż wymieszany z zieloną soczewicą
- herbata miętowa
Podwieczorek (216 kcal)
- białko serwatkowe o smaku czekoladowo-orzechowym z mlekiem i łyżką kakao
- wafel ryżowy wieloziarnisty
- herbata z pokrzywy
Kolacja (211 kcal)
- 2 wafle ryżowe wieloziarniste
- 10 g migdałów
- 10 g pistacji
- plaster twarogu chudego
- pół papryki
- melisa
Razem: 1635 kcal
Miłego wieczorku i trzymajcie kciuki za mierzenie :-)
agesia1991
22 lutego 2014, 13:383mam kciuki:) też mam niestety ostatnie dwa dni ferii i ja wręcz wiem, że nic nie zrobiłam i nie odpoczęłam:)
naughtynati
22 lutego 2014, 12:53uwielbiam taką pizze na cieniutkim cieście, mniam zjadłabym ;D
chanells
22 lutego 2014, 12:23u mnie tez wszystko jest przebrane ale mysle ze w lumpie przyanjmniej jedna taka spoko rzecz powinnas znalezc :) ja te nie robie duzych zakupow tylko uwielbiam wyprzedaze i promocje :D ja w sklepie nie spedzam wiecej czasu niz 20 minut, wertuje szybko ubrania i wiem od razu czy cos mi sie podoba, jak tam biore ze soba :)
chanells
22 lutego 2014, 12:09co do sklepow to u mnie tez rewelacji nie ma, ale nie masz gdzies obok siebie chinskiego marketu lbo lumpow? ja mam mega oko do wypatrywania takich rzeczy :D
siczma
22 lutego 2014, 12:03Lakierów też nie lubię, puder jest tragiczny,ale pomadka trzymała mi się wczoraj cały wieczór mimo jedzenia i picia;)
karolinka2703
22 lutego 2014, 09:00Z tą bieżnią to właśnie jest tak dziwnie, w dodatku jak się rozbiegasz i zejdziesz nagle to Twój mózg nie ogarnia, że już przestałaś i przez moment masz wrażenie, że dalej biegniesz :D Trzymam kciuki za mierzenie , no i za trzymanie się planu jedzeniowego :)
Saineko
22 lutego 2014, 08:04Trzymam kciuki za mierzenie, nawet male spadki sa wazne dla podtrzymania determinacji. 51 to ja bym nie chciala, 64 to mininum. Zjadlabym takiej pizzy, chocby kawaleczek :)
katinka75
22 lutego 2014, 07:45mi się Pure za bardzo nie podoba, a Fabryki nie ma w moim mieście. Ładne menu:) Dziękuję za miłe słowa i życzę miłego wyjazdu:)
fokaloka
21 lutego 2014, 23:5811 dni bez słodyczy to nie jest długie odzwyczajenie, chyba sama to przyznasz. Wiem, że może nie czytałaś poprzednich wpisów i nie bardzo kojarzysz kontekst mojego postanowienia, ale ono jest na prawdę krótkie, ja nie rezygnuję całkowicie ze słodyczy, z reguły jadam tak 1-2 razy w tygodniu coś malutkiego, ale ostatnio było tego stanowczo za dużo i dlatego postanowiłam zrezygnować do końca miesiąca ze słodkości :) tortu nie ruszyłam, pączków też nie zamierzam, to taki test mojej silnej woli w tym krótkim okresie :)